METROPOLITA ANDRZEJ SZEPTYCKI W SŁUŻBIE JEDNOŚCI KOŚCIOŁA CHRYSTUSOWEGO.

 

 

Tablica pamiątkowa na ścianie domu przy ul. św. Jana 11 w Krakowie, w którym mieszkał Andrzej Szeptycki

Powracająca cyklicznie od czterdziestu lat w środkach masowej informacji PRL kampania antyukraińska zmierzała i nadal zmierza do utrzymania i spotęgowania utrzymującej się wśród znacznej części społeczeństwa polskiego niechęci czy wręcz wrogości do Ukraińców. Uprzedzenia i nieufność wobec Ukraińców i wszystkiego co ukraińskie powojennym pokoleniom Polaków zaszczepiane są programowo i konsekwentnie poprzez odpowiednio spreparowane w podręcznikach wszelkiego typu szkół informacje i dane, przedstawiające Ukraińców, ich kulturę i dzieje w sposób wyrywkowy, tendencyjny i najczęściej negatywny. 

 

Dopełnianiu i utwierdzaniu tego płaskiego, stereotypowego obrazu Ukrainy i Ukraińca służy niezmiennie obowiązujący w szkołach zestaw lektur, ograniczający tematykę ukraińską do działalności nacjonalistów ukraińskich z OUN – UPA przedstawianą w dodatku w sposób wycinkowy, wypaczony i wyolbrzymiony.

 

Stworzony przez Sienkiewicza i utrzymywany w okresie międzywojennym, a ukonkretniony i upowszechniony w PRL  przez Gerharda i jemu podobnych pisarzy – kombatantów tzw. „wojny bieszczadzkiej”  negatywny stereotyp Ukraińca utrwalił się w świadomości potocznej do tego stopnia, że często przesłania on całokształt trwających od dziesięciu wieków stosunków polsko-ukraińskich. Wynikające z dawnych sąsiedzkich waśni pretensje, uprzedzenia i fobie pielęgnowane przez propagandę oficjalną nie sprzyjały jakiejkolwiek refleksji nad przyczynami polsko-ukraińskich konfliktów, zniechęcając tym samym Polaków do poznawania kultury i dziejów narodu ukraińskiego liczącego dziś około 50 mln i żyjącego w swej zasadniczej masie w bezpośrednim sąsiedztwie z Polską.

 

Powody nasilającej się w ostatnich latach i prowadzonej z wyjątkowym obskurantyzmem propagandy antyukraińskiej w Polsce stały się dziś aż nadto widoczne i zrozumiałe. Jest ona bezpośrednią reakcją na coraz częściej pojawiające się w poważniejszych publikacjach niezależnych przejawy refleksyjnego myślenia o przyczynach polsko-ukraińskich konfliktów, a także coraz głębiej uświadamiane przez Polaków przekonanie, iż bez Wolnej Ukrainy nie ma Wolnej Polski. 

Dlatego też w Polsce, a tym bardziej na Ukrainie, po zlikwidowaniu wszelkich niezależnych instytucji i organizacji działających w podziemiu tak podczas okupacji, jak i po drugiej wojnie światowej, cele i formy ich działań oceniane są przez czynniki oficjalne tylko negatywnie, a wszelkie przejawy dążeń autonomicznych czy niepodległościowych uważane są za odchylenia nacjonalistyczne, zdradę, działalność antypaństwową, godzącą w zawarte na wieki sojusze. Polacy dzięki umacniającemu się i dowartościowującemu coraz bardziej Kościołowi Rzymskokatolickiemu mają jednak nieporównywalnie większą swobodę myśli i działań  od Ukraińców, będących obiektem bezustannej rusyfikacji, wyzysku,  poróżniania, prześladowań i represji za „nacjonalizm i antypaństwowość”. W powojennej Polsce Kościół Rzymskokatolicki jako jedyna instytucja oparł się w znacznej mierze destrukcyjnej ideologii stalinowskiej, natomiast w Ukraińskiej Republice Cerkiew Grekokatolicka, jako jedyna instytucja mogąca się wymknąć spod kontroli totalitarnej władzy, została zlikwidowana w marcu roku 1946 uchwała tzw. „soboru biskupów” we Lwowie, w którego obradach nie wziął udziału żaden z greckokatolickich biskupów. Jak wynika z podanej przez więzionego przez 18 lat Metropolity Josyfa Slipego , wierność chrześcijańskim tradycjom swych ojców i Stolicy Piotrowej przypłaciło cierpieniami w więzieniach i życiem   „ 10 grekokatolickich biskupów, 1400 księży, 800 sióstr zakonnych oraz dziesięć tysięcy wiernych” ( z kazania Kardynała Josyfa Slipogo z 1980 roku pt. „Nasza cerkwa zrostaje”).

Bezustanne prześladowania i wielokrotne próby zlikwidowania Cerkwi Grekokatolickiej wynikają z tego, że jej najwyższym zwierzchnikiem nie jest pozostający pod stałym naciskiem  i nadzorem Kremla patriarcha moskiewsk,i lecz niezależny od jakiejkolwiek władzy świeckiej papież.

Punkt ciężkości wielkomocarstwowych rosyjskich usiłowań asymilacyjnych padał bezustannie na sprawy cerkiewne od czasów zdominowania Ukrainy przez Rosję, po zrujnowaniu Siczy Zaporoskiej przez Piotra I i zlikwidowaniu resztek autonomii przez Katarzynę II , która drogą nienawiści prawosławnych do unitów oraz stosując przymus i represje „nawróciła” na będące gałęzią administracji carskiej prawosławie rosyjskie 9.300 parafii i 150 klasztorów, a więc tym samym ponad półtora miliona spośród 3,8-milionowej rzeszy unitów  żyjących w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej. Z drugiej zaś strony unici, będący współmieszkańcami tej samej co i Polacy, Rzeczypospolitej, a następnie monarchii Austro-Węgierskiej ulegli stopniowej latynizacji oraz polonizacji, szczególnie po synodzie zwołanym w roku 1720 w Zamościu, wyznaczającym  już odtąd oficjalnie kierunek dalszej latynizacji obrządku i odejścia od bizantyjsko- ruskich tradycji. Szczególnie wymownym jest tu fakt, iż biskupi ruscy, mimo nacisku papieży, nie mieli wejść do senatu, w którym swoje miejsce posiadali biskupi łacińscy. (Wyjątkiem jest tu zaliczenie do senatu w 1790r. metropolity kijowskiego I. Rostockiego.)

 

Zawarta w roku 1596 z inicjatywy prawosławnych biskupów ruskich – Cyryla Tarleckiego, Adama Pocieja i katolika Bernarda Maciejewskiego – kościelna unia prawosławna z Rzymem, stała się zaczynem pluralizmu kulturowego w całym katolicyzmie (służyła teraz zarazem odsunięciu Rusinów spod duchowego wpływu nieprzyjaznej potencji moskiewskiej, a mocniejszemu związaniu Rusinów-Ukraińców z państwem polsko-litewskim). Zapoczątkowany przez unitów pluralizm w kościele katolickim został należycie zrozumiany i doceniony dopiero po 367 latach przez papieża Jana XXIII podczas obrad Soboru Watykańskiego II, a następnie przez Jana Pawła II, który do Ukraińców z Filadelfii powiedział między innymi, iż „Ukraiński Kościół Unicki ma do odegrania ważną i wybitną rolę”.

Zanim jednak świat usłyszał te ważkie i zobowiązujące dla wszystkich chrześcijan z Ukrainy, Polski oraz całej Słowiańszczyzny, a także całej Europy słowa papieża Słowianina, duchowni i wierni ukraińskiej Cerkwii Grekokatolickiej przez 3,5 wieku ponosili samotnie wszystkie koszty jakże typowe dla działań prekursorów.

Koszty unii okazały się dla Rusinów-Ukraińców znaczne i są odczuwane do dziś. Unia stała się przyczyną trwającego do dziś rozbicia jednowyznaniowej przed wiekiem XVII społeczności ukraińskiej na unitów i przeciwników unii (dezunitów). Namiętna polemika między unitami i dezunitami rozgorzała po Synodzie Brzeskim i nie skończyła się na sporach, ale doprowadziła do przemocy, a nawet zbrodni.

Ukraińcom – unitom przyszło opłakiwać męczenników swej sprawy od św. Jozafata Kuncewicza poczynając, a na ofiarach łagrów sowieckich kończąc.

Nie zdołali też unici zatrzymać nasilającej się rusyfikacji w zaborze carskim, a polonizacji na terenie Galicji Wschodniej. Polonizacji w Rzeczypospolitej przedrozbiorowej uległa bez mała cała arystokracja, ziemiaństwo, a także znaczna część  wyższej hierarchii Cerkwi  Grekokatolickiej .

Synem takiego spolonizowanego ruskiego rodu ziemiańskiego był wnuk Aleksandra Fredry arcybiskup Andrzej Szeptycki  (1865 – 1944), uchodzący za najwybitniejszego przywódcę dwudziestowiecznej Ukrainy. Arcybiskup Andrzej Szeptycki, długoletni  Metropolita Lwowski Obrządku Grekokatolickiego (w latach 1901-1944) jest jednym z czołowych odnowicieli, obrońców i praktycznych realizatorów właściwie rozumianej idei unijnej, odczytywanej zgodnie z postanowieniami Synodu Brzeskiego nie – jak często bywało – jako powrót za wszelką cenę do Rzymu, lecz jako dążenie do utrzymania łączności z Rzymem, ale z zachowaniem własnego rytu, języka liturgii, obrządku i ceremonii Cerkwi Bizantyjsko-Ruskiej.

Po uwolnieniu przez armię niemiecką spod jarzma bolszewickiego odczuliśmy z tego powodu pewną ulgę, która jednak nie trwała dłużej niż jeden czy dwa miesiące. Stopniowo rząd wprowadził doprawdy niepojęty reżim terroru i korupcji (…). Dziś cały kraj jest zgodny co do tego, że władza niemiecka jest zła, prawie diabelska, i w stopniu jeszcze wyższym niż władza bolszewickaTen system Wasza Świątobliwość zna o wiele lepiej, niż my wszyscy. To system kłamstwa, oszustw, niesprawiedliwości, grabieży, karykatury wszelkich idei cywilizacji i porządku. To system egoizmu posuniętego do absurdu, narodowego szowinizmu zupełnie szalonego, nienawiści do wszystkiego, co uczciwe i piękne. Ten system stanowi coś tak niebywałego, że zdumienie jest chyba pierwszym uczuciem, jakiego się doznaje na widok tej potworności. Do czego ten system doprowadzi nieszczęsny naród niemiecki? Będzie to musiała być degeneracja rasy nieznana dotychczas w historii.Wszyscy przewidujemy, że reżim terroru będzie narastał i obróci się z jeszcze większą siłą przeciw chrześcijanom ukraińskim i polskim. Kaci bowiem, nawykli do masakrowania Żydów, tysięcy niewinnych ludzi, przyzwyczaili się widzieć, jak płynie krew, i są spragnieni krwi.

List do papieża Piusa XII, 29–31 sierpnia 1942

 

Już w pierwszych latach swej aktywnej pracy i działalności jako metropolita doprowadził arcybiskup Szeptycki do imponującego rozwoju instytucjonalnego Cerkwi Grekokatolickiej i odnowy duszpasterstwa na terenie Galicji Wschodniej. Inspirował powstanie ukraińskich organizacji charytatywnych, kulturalnych i społecznych, należał do wyższej izby parlamentu wiedeńskiego, gdzie wypowiadał się za powstaniem wielkiej, politycznie niezależnej Ukrainy. Z planami o niepodległej Ukrainie wiązał się szeroko zakrojony program misyjny Cerkwi Grekokatolickiej, której rozwój w Galicji był w dalszym planie skierowany na Ukrainę Centralną i miał służyć odbudowie zlikwidowanej przez władze carskie hierarchii tej Cerkwi, jej odnowie i rozbudowie. W realizowaniu tych celów miały pomóc upoważnienia do działań na terenie ziem ukraińskich włączonych do imperium rosyjskiego, uzyskanych od papieża Piusa X na wypadek wojny już w roku 1908. Jednak zajęcie Galicji Wschodniej przez armię carską w pierwszych miesiącach wojny, czasowo pokrzyżowało te plany i przyniosło Cerkwi Greckokatolickiej ciężkie doświadczenia. Postępujący z wojskami rosyjskimi prawosławny metropolita rosyjski Eulogiusz w swej odezwie nawoływał unitów do powrotu na prawosławie rosyjskie, zaś metropolita Andrzej Szeptycki w latach 1914 -1915 został wywieziony do Rosji.

Działalność zgodnie z myślą o niepodległości Ukrainy w warunkach Galicji Wschodniej prowadziła jednak do wzrostu nastrojów antypolskich wśród politycznie zaangażowanych wiernych oraz części duchowieństwa grekokatolickiego. Metropolita Szeptycki do końca istnienia Austro-Węgier domagał się w parlamencie wiedeńskim uznania autonomii dla Ukraińców w Galicji Wschodniej, gdzie między Sanem a Zbruczem Ukraińcy stanowili większość, około 75%. Natomiast po rozpadzie monarchii habsburskiej metropolita wszedł do Rady Narodowej, która proklamowała drugie niezależne państwo ukraińskie (obok Ukraińskiej Republiki Ludowej w Kijowie), Zachodnioukraińską Republikę Ludową, która utrzymywała się aż do lata 1919. W czerwcu tego samego, 1919 roku,  Rada Ambasadorów Ententy zgodziła się na czasową okupację Galicji Wschodnie przez Polskę, zobowiązując rząd polski do przestrzegania autonomii i do umożliwienia Ukraińcom utworzenia własnego uniwersytetu we Lwowie. Polska jednak nie dotrzymała tych zobowiązań międzynarodowych. Mimo to, we wrześniu 1919 roku do zawarcia umowy rozejmowej Józefa Piłsudskiego z Semenem Petlurą, dowódca armii Dyrektoriatu Kijowskiego, pobitej przez Denikina. Rozejm Piłsudskiego został rozszerzony w kwietniu roku 1920. Zawarto wówczas umowę polityczną i porozumienie obustronne, gwarantujące prawa dla mniejszości ukraińskiej żyjącej w ramach II Rzeczypospolitej. Polska zobowiązała się też do niezawierania umów, godzących w Ukraińców i w zawarty z nimi sojusz.

Już w maju 1920 roku odbyła się wspólna wyprawa wojsk Piłsudskiego i Petlury przeciwko Sowietom. Po pierwszych niepowodzeniach podczas walk z wojskami sowieckimi i wycofaniu się z Kijowa

12 października 1920 roku Polska i Rosja Sowiecka zawierają rozejm w Rydze, w wyniku którego wojska dotychczasowego sojusznika Piłsudskiego Semena Petlury zostały internowane na terenie Rzeczypospolitej, a Petlura wywieziony do Paryża w 1924 roku, gdzie dwa lata później ginie z rąk zamachowców.

Wszystkie te fakty prowadziły do zaostrzenia się stosunków polsko-ukraińskich, tym bardziej że,  jak wynika z ustaleń historyków,  w tym m.in. Mirosławy Papierzyńskiej-Turek , działające w okresie II Rzeczypospolitej duże stronnictwa polityczne „polska racje stanu, integracje ziem i umacniane państwa wiązały z asymilacją ludności ukraińskiej, a różniły się jedynie w wyborze środków dla jej realizacji”. Natomiast polityczni działacze ukraińscy, organizujący się głównie we Lwowie (który choć od czasów zajęcia tego miasta przez Kazimierza Wielkiego w połowie wieku XIV stawał się wciąż poważniejszym ośrodkiem życia naukowego i kulturalnego Polaków, to jednak nie przestał być centrum życia kulturalno-literackiego, naukowego i politycznego Ukraińców (domagali się odzyskania  coraz bardziej ograniczanego przez władze polskie praw, wywalczonych już w okresie monarchii Austro-Węgierskiej, a także do wyegzekwowania od rządu polskiego postanowień Rady Ambasadorów, a więc nadania Galicji Wschodniej autonomii).

Po zdradzeniu Ukraińców w Rydze, przebywającemu od stycznia 1919 roku w areszcie domowym we Lwowie, Metropolicie Szeptyckiemu udało się latem roku 1921 wyjechać do Rzymu, gdzie osobiście złożył raport papieżowi Benedyktowi XV, prosił o nowe wytyczne w sprawie dalszych zmian zadań Cerkwi Grekokatolickiej oraz zabiegał o poparcie dla sprawy niepodległości dla swego narodu. Interweniował m.in. u przedstawiciela Ententy na rzecz Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej i nie włączania Galicji Wschodniej do Polski. Poparcia dla sprawy ukraińskiej szukał Szeptycki wszędzie, ale za cel najwyższy stawiał sobie wyznaniowe zjednoczenie Ukrainy, ojczyzny swoich przodków. Zrealizowaniu tego zadania miała służyć misja unijna na Wschodzie, co wynikało z rzymskich prelekcji  metropolity na temat idei i możliwości misyjnych unii, której odnowa nie leżała jednak w interesie władz polskich, budziła ich podejrzenia, zaś dla rządowego prawosławia rosyjskiego pozostawała jak zawsze kością w oku.

Kiedy starania Szeptyckiego na rzecz niezależności Ukraińców nie dały rezultatów, Metropolita wrócił do Lwowa, okupując swój powrót przyrzeczeniem lojalności politycznej wobec władz polskich. Wielostronny i dynamiczny rozwój Cerkwi Grekokatolickiej w okresie międzywojennym wiąże się w sposób naturalny z postacią Metropolity Szeptyckiego, co wyrażało się m. in. w stworzeniu wzorowanych na łacińskiej Akcji Katolickiej stowarzyszeń inteligenckich i młodzieżowych np. Ukraińskyj Katołyckyj Sojuz (UKS) z własnym organem wydawniczym „Meta”.

                Szeptycki dążył do odnowienia i duchowego umocnienia Grekokatolickiej Cerkwi Ukraińców. Pragnął z Cerkwi tej uczynić, silną pod względem intelektualnym i moralnym instytucję, która mogłaby aktywnie uczestniczyć w życiu narodu, ale jednocześnie być instytucją samoistną, zdolną do potępienia takiej działalności w służbie narodu, która nie była zgodna z zasadami chrześcijańskimi. Można przytoczyć szereg tekstów z działalności Metropolity Szeptyckiego, będących świadectwem jego starań o to, by Cerkiew Greckokatolicka pozostawała świadkiem wartości chrześcijańskich i nie ulegała instrumentalizacji na rzecz ukraińskich dążeń narodowych, radykalizujących się w wyniku bezkompromisowej postawy władz II Rzeczypospolitej, które dążyły do zasymilowania i spolonizowania około 5,5 milionowej i żyjącej na własnym terytorium mniejszości ukraińskiej, rozczarowanej częściowymi , często zwodniczymi i nie mającymi perspektyw realizacji działaniami wojewody Henryka Józewskiego na Wołyniu (asymilacja państwowa)  czy propozycjami , a raczej obietnicami naczelnika wydziału wschodniego w ministerstwie spraw zagranicznych , Tadeusza Hołówki - jak czytamy w monografii Iwo Werschlera s.211- „ujmując sprawę całościowo…obiektywnie,  działał Hołówko na rzecz asymilacji państwowej, która wbrew pozorom nie odbiegała w praktyce daleko od asymilacji narodowej i dlatego natrafiała na zawzięty opór przywódców ugrupowań nacjonalistycznych mniejszości” .

 

 

                Istnieje wiele dokumentów świadczących o tym, że działalność na rzecz odnowionej Cerkwi Grekokatolickiej prowadził Metropolita Szeptycki zgodnie z podstawowymi zasadami chrześcijańskimi od początku do końca swej pracy duszpasterskiej, charytatywnej i kulturalnej.  Już w roku 1901, zdając sobie sprawę z religijnej obojętności czy przejawów ateizmu wśród części inteligencji ukraińskiej, napisał Szeptycki specjalny list do inteligencji świeckiej, w którym mówił o istocie i znaczeniu wiary chrześcijańskiej w epoce materializmu i nadciągającego z Moskwy i Petersburga bolszewizmu. W roku 1908 Szeptycki, ryzykując zerwanie stosunków z aktywistami ruchu narodowego, potępił fakt zamordowania przez ukraińskiego studenta namiestnika Galicji, hrabiego  Andrzeja Potockiego.  Z drugiej zaś strony udzielał Metropolita poparcia moralnego działaczom ukraińskim, gdy wysuwali oni słuszne w jego przekonaniu postulaty, zmierzające do uzyskania praw niezbędnych dla kulturalnego rozwoju Ukraińców Galicyjskich. Popierał starania Ukraińców o rozwój ukraińskiego szkolnictwa podstawowego, średniego oraz założenie Uniwersytetu Ukraińskiego we Lwowie, o co walczyli Ukraińcy najpierw za rządów monarchii Austro-Węgierskiej, a następnie w odrodzonej Polsce, w której ich prawa, w porównaniu z okresem przed rokiem 1918, zostały w wielu dziedzinach, a przede wszystkim w zakresie szkolnictwa, poważnie ograniczone.

                W kwestiach politycznych zajmował Szeptycki postawę ponadpartyjną. Choć najbardziej zbliżył się do stowarzyszenia organicznego – Ukraińskiego Narodowo-Demokratycznego Zjednoczenia (UNDO), reprezentującego nurt umiarkowany w ruchu ukraińskim, to jednak przygotowywał Szeptycki odrodzenie ruchu chadeckiego w różnych formach organizacyjnych. Tego typu organizacją był  powstały w roku 1931 Ukraiński Katolicki Sojuz (UKS), który nie był partią i nie posiadał formy organizacyjnej i współpracował z organizacjami ukraińskimi, któremu w działalności przyświecały zasady chrześcijańskie.

Jak moglibyśmy nie wspomnieć dalekowzrocznej i gruntownej działalności pasterskiej Sługi Bożego, metropolity Andrzeja Szeptyckiego, którego proces beatyfikacyjny posuwa się do przodu, i którego mamy nadzieję oglądać pewnego dnia w chwale świętych? Trzeba tu odnieść się do jego bohaterskiej działalności apostolskiej, jeśli chcemy zrozumieć niewytłumaczalną po ludzku płodność Kościoła greckokatolickiego na Ukrainie w ciemnych latach prześladowań.

 Jan Paweł II, Homilia podczas Mszy św. w obrządku bizantyjsko-ukraińskim i beatyfikacji. Lwów (hipodrom), 27 czerwca 2001

 

                W roku 1931 protestował Szeptycki przeciwko pacyfikowaniu przez wojska polskie wsi ukraińskich i aresztowaniu ukraińskich działaczy narodowych, włącznie z 30-toma byłymi posłami ukraińskimi, mimo że stojąca po stronie rządu sanacyjnego partia (UNDO), do której był metropolita zbliżony, zdecydowanie potępiła strajki i protesty robotników i chłopów  ukraińskich, wysyłając w czasie terroru i pacyfikowania wsi ukraińskich deklarację lojalności na adres ministra spraw wewnętrznych. Z drugiej zaś strony, gdy radykalizujący się przywódcy nacjonalistów ukraińskich rozpoczęli działania terrorystyczne, dokonując napadów i zamachów, m.in. na ministra Bronisława Pierackiego, Metropolita, kierując się zasadami chrześcijańskimi, potępił terror jako metodę walki politycznej. Inne ważniejsze wystąpienia Szeptyckiego z lat trzydziestych to:  protest przeciwko wyburzaniu (około 130) cerkwi prawosławnych na Chełmszczyźnie, wystąpienie w obronie niezależności Ukrainy Zakarpackiej, natomiast po zawarciu układu Ribbentrop-Mołotow apele o neutralność w sprawie konfliktów Polaków z Niemcami, co było równoznaczne z przeciwstawieniem się organizowaniu powstania antypolskiego.

                Gdy na mocy układu Ribbentrop-Mołotow Armia Czerwona weszła 17 września do Galicji Wschodniej, włączając te tereny do ZSRR, wobec grekokatolików, podobnie jak i katolików, a także Ormian zastosowały władze sowieckie represje. Skonfiskowane zostały wszelkie dobra materialne Cerkwi Grekokatolickiej, zniszczono wiele relikwii świętych, zabytków sztuki sakralnej, dokumentów i bezcennych pamiątek. Zlikwidowano szkoły, wydawnictwa i drukarnie grekokatolickie, a także organizacje chrześcijańskie i instytucje charytatywne. Monastery i cerkwi pozamykano, przeznaczając je z czasem na magazyny, a zakonników i księży rozproszono. Już jesienią roku 1939 rozpoczęto masową deportację ludności wyznania greckokatolickiego na Syberię i do Kazachstanu. Liczba deportowanych z samej tylko archidiecezji wyniosła 200 tyś. ludzi , zaś z całej Galicji Wschodniej około 0,5 mln. Przez 20 miesięcy rządów sowieckich w Galicji Wschodniej 34 księży greckokatolickich zabito i 41 deportowano. Akcja prześladowania Cerkwi Grekokatolickiej już wówczas, w roku 1941, miała w zamierzeniu Moskwy doprowadzić do jej zupełnego wyniszczenia. Przygotowania te zostały przerwane, gdy 22 czerwca 1941 roku Niemcy i Rumuni rozpoczęli wojnę z ZSRR.

                Po proklamowaniu 30 czerwca 1941 roku (przy użyciu radiostacji lwowskiej) niepodległości Ukrainy (bez pytania o zgodę i wiedzy Niemców) Metropolita Szeptycki następnego dnia  - 1 lipca 1941r.- wydał list pasterski witający niepodległe państwo ukraińskie oraz armię niemiecką , na którą jak na wyzwolicielkę spod bolszewizmu czekali zarówno prześladowani przez Sowietów grekokatolicy-Ukraińcy, jak i katolicy-Polacy. Już wkrótce miało się okazać, iż noszący na pasach hasło „Bóg jest z nami” hitlerowscy „wyzwoliciele” spod stalinizmu, programowo i jawnie zwalczającego chrześcijaństwo, również nie mieli niczego wspólnego z etyką chrześcijańską i obroną jej wartości, a tym bardziej nie byli zainteresowani w popieraniu, a nawet tolerowaniu niepodległościowych dążeń Ukraińców. Niemcy Ukraińską Radę Narodową, pełniąca rolę parlamentu tymczasowego, rozwiązali, zaś uformowany 6.VII. 1941 roku rząd Jarosława Steiki  oraz szereg działaczy OUN ze Stefanem Banderą aresztowali już po 5 dniach, 11 lipca 1941r.

                Metropolita Szeptycki, po przekonaniu się do rzeczywistych zamiarów hitlerowców , przystąpił do demaskowania faszyzmu jako systemu społeczno-politycznego , otwarcie potępił zbrodnie ludobójstwa, domagał się ich zaprzestania, a w wielu przypadkach zbrodniom takim osobiście zapobiegał. W grudniu tego samego 1941 roku potępił systemy władzy niezgodne z zasadami chrześcijańskimi. W marcu roku 1942, przyznając się do fatalnej pomyłki we wstępnej ocenie „wyzwolicieli” spod bolszewizmu stalinowskiego, Szeptycki określał faszyzm mianem „systemu kłamstw, oszustw, niesprawiedliwości, grabieży, będącego karykaturą wszelkich pojęć o cywilizacji i ładzie. Ten system egoizmu, doprowadzonego aż  do absurdu, zupełnie zwariowanego szowinizmu narodowego, nienawiści do wszystkiego co uczciwe i piękne jest czymś tak niezwykłym, że chyba pierwszym wrażeniem, jakie się odczuwa na widok tego potwora, jest osłupienie.  Do czego system ten doprowadzi nieszczęsny naród niemiecki? Tylko do zwyrodnienia jakiego historia jeszcze nie znała”.

                 W tymże liście do Papieża  donosił metropolita o morderstwach dokonywanych głównie na Żydach. „(…) Co najmniej już od roku nie ma dnia, w którym nie byłyby dokonywane  najohydniejsze zbrodnie, morderstwa, kradzieże, konfiskaty i wymuszenia. Pierwszymi ofiarami są Żydzi. Liczba Żydów zamordowanych w naszym małym kraju z pewnością już przekroczyła dwieście tysięcy (…) W listach pasterskich, oczywiście konfiskowanych, protestowałem przeciwko ludobójstwu; zdołano je jednak cztery czy pięć razy odczytać zgromadzonemu duchowieństwu. Ogłosiłem, że zabójstwo człowieka podlega ekskomunice, zastrzeżonej dla Ordynariusza. Protestowałem także listem do Himmlera i starałem się ostrzegać młodych przed zapisywaniem się do milicji, gdzie mogą ulec zgorszeniu…”

                Oprócz protestów przeciwko morderstwom  hitlerowskim, wysyłanych do władz III Rzeszy  ( w tym czasie Watykan milczał,) Szeptycki uratował przed zagładą setki Żydów, przechowując ich w klasztorach i zabudowaniach Grekokatolickiej Metropolii Lwowskiej przy katedrze św. Jura. Uratowani Żydzi w dowód pamięci posadzili w Jerozolimie „dowód wdzięczności” Szeptyckiemu.

                 W liście pasterskim z listopada roku 1942 pt. ”Nie zabijaj” arcybiskup Szeptycki pisał m.in. :

„(…) w dziwny sposób okłamują siebie i innych ci, którzy uważają, że zabójstwo polityczne nie jest grzechem. Jakoby polityka miała zwalniać człowieka od obowiązku przestrzegania Prawa Bożego i usprawiedliwiała niecne czyny sprzeczne z naturą człowieka. Tak nie jest. Chrześcijanin zobowiązany jest do przestrzegania Prawa Bożego nie tylko w prywatnym , ale także w życiu politycznym i społecznym. Człowiek, który przelewa niewinna krew swojego wroga, przeciwnika politycznego, jest takim samym zabójca jak ten, który czyni w celu rabunkowym. Tak samo zasługuje on na karę Bożą i klątwę Kościoła…”

                List ten, podobnie jak i następny, z sierpnia roku 1943 pt. ”Pokój, o Panie” wzywający do zaprzestania walk polsko-ukraińskich, został przychylnie przyjęty przez podziemie polskie. Redakcja „Prawdy” – organu Frontu Odrodzenia Polski , przedrukowując list Metropolity Szeptyckiego w tłumaczeniu na język polski we wstępie redakcyjnym pisała: „ (…) List ten (…) ogłoszony został  14.VIII.43, a więc bezpośrednio po rozprzestrzenieniu się  rzezi Polaków na terenie Metropolii.

Głos metropolity jest tym charakterystyczniejszy, że nie ogranicza się do potępienia mordów i bezprawia, ale wzywa Ukraińców do obrony życia ludności zagrożonej aktami terroru. Ze względu na doniosłość treści podajemy tekst listu w całości i w najwierniejszym tłumaczeniu.”

                Szeptycki nie ukrywał krytycznego stanowiska wobec wschodniej polityki władz polskich, ale był jednocześnie jednym z najpoważniejszych inspiratorów rozmów polsko-ukraińskich. Gdy nie przynosiły one oczekiwanych rezultatów, całym swoim autorytetem przeciwstawiał się terrorystycznym aktom nacjonalistów ukraińskich. Do ostatnich chwil życia wzywał oddziały  Ukraińskiej Powstańczej Armii do zaprzestania walk , tym dramatyczniejszych , że prowadzonych na trzy fronty. Najpierw były to walki przeciwko hitlerowcom i przeciw bolszewikom , a następnie z Polakami na kresach Wschodnich, z których to terenów przywódcy UPA zamierzali wyprzeć osadników polskich, również przez stosowanie terroru, rozpoczętego w wyniku bezkompromisowej postawy podziemia polskiego, opowiadającego się za utrzymaniem wschodniej granicy przyszłej Polski, ustalonej w Rydze kosztem Ukraińców.

 

                Problemem oddzielnym pozostaje, na ile wyczerpanemu choroba gośćcową i przykutemu do wózka inwalidzkiego 80-letniemu Metropolicie udało dotrzeć do rozpalonych umysłów polityków nacjonalistycznych.

                Jedno nie ulega wątpliwości, a mianowicie fakt, iż nadrzędnym celem Metropolity Szeptyckiego była odnowa Cerkwi Grekokatolickiej z myślą o rozszerzeniu unii na całą Ruś-Ukrainę, włącznie z utworzeniem (podobnie jak za czasów prawosławnej Metropolii Kijowskiej, reaktywowanej przez Piotra Mohyłę w czasach Rzeczypospolitej w wieku XVII) niezależnego od patriarchy moskiewskiego Grekokatolickiego Patriarchatu Halicko-Wołyńskiego i całej Rusi-Ukrainy. Nastawiony misyjnie na Ukrainę Wschodnią Metropolita Szeptycki nie zaniedbał ani jednej okazji,  stwarzającej choć odrobinę szans na odtworzenie grekokatolickiej struktury cerkiewnej za Zbruczem. W roku 1942 biskup Josyf Slipyj reaktywował parafie grekokatolickie w Kijowie , biskup Czarnecki z podobna misja pracował na Polesiu i Wołyniu.

                 Ponieważ najwyższą instytucją, broniącą interesów każdego narodu, jest jak dotąd własne niepodległe państwo, popierał Szeptycki otwarcie i konsekwentnie  aspiracje wolnościowe swego narodu, gdyż życie Cerkwi silnej duchowo miało służyć zdrowszemu i godniejszemu życiu narodu. Dlatego tak wiele listów poświęcił chrześcijańskiej etyce i kulturze, a także mającej stać się łącznikiem z cywilizacją zachodnią roli unii oraz znaczeniu Cerkwi w życiu jednostek , grup, a przede wszystkim w cywilizacyjnym rozwoju własnego narodu stojącego u progu drugiego tysiąclecia chrystianizacji Rusi-Ukrainy.

                Metropolita Szeptycki zdawał sobie aż nadto sprawę z tego, jak ważne znaczenie ma do odegrania Cerkiew w procesie jednoczenia się Ukraińców w walce o uzyskanie prawa do decydowania o własnym losie „ na naszij – na swojij zemli” – jak powiedział wieszcz i rzecznik wolnej Ukrainy, Taras Szewczenko. Żyjąc w tak trudnych czasach, arcybiskup Szeptycki przekonał się niejednokrotnie, iż dotąd Cerkiew na Ukrainie pozostanie rozdarta jak ciało Chrystusa, dotąd będzie bezbronna wobec nacisków zewnętrznych czy inwigilacji, dopóki nie przestanie być ramieniem administracji rządowej, jak cała instytucja Cerkwi rosyjskiej. Szeptycki dążył do stworzenia cerkwi samoistnej, niezależnej od patriarchatu moskiewskiego, a wiec i Kremla. Zjednoczona i niezależna od Moskwy, a pozostająca w łączności z Rzymem, Cerkiew na Ukrainie służyłaby aktywnemu rozwijaniu i utwierdzaniu kultury i etyki chrześcijańskiej, a także dawała Ukraińcom równe szanse wzięcia udziału  w cywilizacyjnym pochodzie narodów europejskich.

Nie ma śladu żadnego zainteresowania losem Żydów ze strony biskupów (…). Nie ma (…) nawet mowy o sytuacji konwertytów, która była przedmiotem troski hierarchów katolickich innych krajów okupowanych, wzywających Watykan, aby interweniowano w ich sprawie. Najważniejszym, a właściwie jedynym kościelnym źródłem informacji z Polski o tragicznej sytuacji Żydów są listy wysyłane do Stolicy Apostolskiej przez metropolitę Kościoła greckokatolickiego Andrzeja Szeptyckiego. On też w odróżnieniu od biskupów Kościoła rzymskokatolickiego, wydał polecenie, aby ukrywano Żydów w klasztorach greckokatolickich i w budynkach kościelnych.

 

Jan Tomasz Gross , Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach Zagłady Żydów, współpraca I. Grudzińska-Gross, Wyd. Znak, Kraków 2011.

 

 

                Ale właśnie dlatego, że Cerkiew na Ukrainie, pozostająca w unii z Rzymem, to jedyna instytucja, która wymykała się spod kontroli najpierw petersburskiego caratu, a potem kremlowskiego bolszewizmu, nie tolerował jej ani Piotr I, ani Stalin i jego następcy. Najsilniejszy przejaw działań Ukraińców na rzecz autonomii, a tym bardziej niezależności, wykrywany był i tępiony zawsze, odkąd Rosja po plecach Ukrainy weszła na rynki zachodnie i polityczną arenę międzynarodową. Nie przypadkowo Hetman Iwan Mazepa, który chcąc naprawić błąd taktyczny Bohdana Chmielnickiego przeszedł na stronę króla szwedzkiego Karola XII, by wyzwolić Ukrainę spod panowania carów, okrzyczany zdrajca przez Piotra I, do dziś tym zdrajcą, w dodatku nie cara lecz „narodu ukraińskiego”, pozostaje, jak informują o „narodzie radzieckim czyli sowieckim” wszystkie podręczniki czy encyklopedie wydane przez Sowietów.

                Zostawmy fragmenty dokumentów, świadczące o tym, że polityka władców imperium carskiego, przetworzonego po roku 1917 w rosyjskie imperium sowieckie, wobec unitów i Ukrainy od ponad 300 lat, to jest od czasu systematycznego podporządkowania sobie Ukrainy, nie ulega żadnej zmianie.

                 Piotr I, dowiedziawszy się o zdradzie hetmana Mazepy w 1709 roku, wydał specjalny uniwersał, w którym pisał do „wiernych naszych poddanych narodu małorosyjskiego (sic!) duchownych i świeckich, a osobliwie starszyzny generalnej Wojska Zaporoskiego , do pułkowników, setników, atamanów kurennych i całego wojska małorosyjskiego.”  Zdaniem wielkiego cara, Mazepa „przeszedł na stronę nieprzyjaciela, króla szwedzkiego, wedle ugody zawartej z nim i Leszczyńskim…, aby zniewolić ziemie małorosyjską, oddając ja pod panowanie polskie, a cerkwi Boże i monastery oddać unitom…Rozkazujemy wam przeto, abyście zdradzie byłego hetmana nie sprzyjali i przy wojsku rosyjskim stanęli przeciw wspólnemu nieprzyjacielowi, a dla wykorzenienia wszelkiego zła… zjechali się do Głuchowa w celu wybrania wedle praw i wolności, wolnymi głosami nowego hetmana, co jest rzeczą niezbędną dla uratowania całej Małej Rosji.”

                Myślący jednak o uratowaniu Ukrainy, a nie Rosji, Mazepa nie miał wątpliwości co do planów Piotra, gdy wyjaśniał swym żołnierzom motywy przejścia na stronę Szwedów i pisał w liście do pułkownika Iwana Skoropadskiego: „ Już od wielu lat wroga nam władza moskiewska pragnęła przez zły zamysł wykorzenić nasze ostatnie pragnienia i wolności. Teraz wprowadza go ona w czyn. Wynika to jasno z zagarnienia bez ważnej przyczyny miast małorosyjskich, wypędzenia z nich naszych ludzi, doszczętnie zubożałych i zniewolonych, oraz wprowadzenia do miast własnych wojsk… (Car) chciał wziąć w tyrańską niewolę nas wszystkich: hetmana, starszyznę, pułkowników i wojsko całe; nazwę tego wojska wymazać; Kozaków przemienić w dragonów i żołnierzy; naród zniewolić na wieki.”

                A jednak w świadomości Sowietów zdrajcą i wrogiem narodu ukraińskiego pozostaje do dziś nie Piotr I, lecz Mazepa, który bezbłędnie przejrzał intencje założyciela Petersburga – Leningradu, uwielbianego przez Puszkina, krytykowanego przez Mickiewicza i znienawidzonego przez Szewczenkę, który patrząc na napis na pomniku cara, wykuty przez Katarzynę II, napisał:

Wtem napis na skale

Przeczytałem, dłutem kuty:

„Pierwszemu- Wtoraja”.

Pierwszy ten, co Ukrainę

Naszą ukrzyżował

A „Wtoraja” – co dobiła

Nieszczęśliwą wdowę.

Katy, katy, ludojady.

(Tł. B.Lepki)

               

 Powyższe dygresje historyczno-literackie nie są tu przypadkowe. Piotr I i Stalin mieli ten sam cel względem Ukrainy, dążyli do zupełnego podporzadkowania sobie i zniewolenia Ukraińców, różnili się tylko co do metod realizowania swych zamiarów. Piotr I, rujnując Sicz Zaporoską a wolnych Kozaków zaprzęgając do budowy Petersburga, likwidował resztki autonomii Ukraińskiej. Stalin, napotykając na opór podczas likwidowania wysoko rozwiniętego rolnictwa indywidualnego w ramach „rozkułaczenia”, służącemu wprowadzeniu cięższej niż carska pańszczyzny kolektywistycznej, sztucznie wywołanym głodem na Ukrainie w latach 1933-1934,skazał na śmierć ponad 5 mln Ukraińców. O stosunku stalinizmu do inteligencji ukraińskiej mówi sama za siebie antologia poezji ukraińskiej pt. „Rozstrzelane odrodzenie” oraz okres tzw. „jeżowszczyzny”  (od nazwiska szefa bezpieki Jeżowa), kiedy rozpoczęto zagładę kultury ukraińskiej. Wystarczy tu powiedzieć, że literatów działających w roku 1930 było 259, a w roku 1939 tylko 36. Gdy cel terroru został osiągnięty, rozpoczął się trwający do dziś i wciąż nasilany, proces rusyfikacji Ukrainy, gdyż, jak oświadczył w 1939 roku Chruszczow, „ wobec dążeń Niemców do oderwania Ukrainy od ZSRR należy nasilić walkę z nacjonalizmem oraz nauczanie języka rosyjskiego w szkołach wszelkich stopni”. Przypomnijmy, że bezpośrednim powodem Ukazu Emskiego z 1876 roku, zakazującego drukowania książek w języku ukraińskim, który obowiązywał praktycznie do rewolucji, był przekład Pisma Świętego na język ukraiński, co zdaniem ówczesnych władz carskich mogłoby doprowadzić najpierw do kulturalnego, a następnie politycznego oderwania się Ukrainy od Rosji.

                Tak jak za czasów Piotra I wycofująca się przed Szwedami armia rosyjska , tak za czasów Stalina zaskoczona przez Niemców Armia Czerwona, wycofując się w głąb Rosji, stosowała na Ukrainie politykę spalonej ziemi.

                 Z podobną bezwzględnością zaczęli bolszewicy tępić unię, która z wyroku Stalina miała przestać istnieć. Wszystkich biskupów grekokatolickich i setki księży oraz tysiące „opornych” wiernych osadzono w łagrach, a dokumentem tak zwanego „synodu lwowskiego biskupów”  z roku 1946, w którym nie wziął udziału żaden biskup grekokatolicki, ogłoszono fakt powrotu Cerkwi Grekokatolickiej na łono prawosławia rosyjskiego. W dziesiątą rocznicę śmierci Stalina, w przerwie obrad Soboru Watykańskiego II, na intencję papieża Jana XXIII, Chruszczow zwalnia po 17 latach katorgi następcę Metropolity Szeptyckiego, kardynała Josyfa Slipego. Fakt ten rozpoczął nowy rozdział w historii Cerkwi Grekokatolickiej.

                W marcu 1980 roku papież Słowianin Jan Paweł II zwołuje Nadzwyczajny Synod Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej, przyznając jej, zgodnie z ustaleniami Soboru Watykańskiego II, status samodzielnej Cerkwi z własnym Synodem, która może swobodnie realizować wschodnią tradycję swego obrządku. Decyzje te wywołały niespotykaną dotąd, histeryczną propagandę antyunicką na Ukrainie. W dniach 25 listopada – 1 grudnia 1980 roku odbyło się zwyczajne posiedzenie Synodu piętnastu biskupów grekokatolickich, którzy w osobnym dokumencie uznali postanowienia tak zwanego „synodu lwowskiego” z roku 1946 za nieważne i niebyłe. W opublikowanym 3 grudnia oświadczeniu przekazali „do wiadomości całemu naszemu klerowi diecezjalnemu i zakonnemu, wiernym, że synodu, na którym nasz Kościół miałby zerwać swoją jedność ze Stolica Apostolską w Rzymie, nigdy nie było. Natomiast tzw. „synod lwowski” z 1946 nie miał z naszą Cerkwią Ukraińską nic wspólnego i nadal nic wspólnego mieć nie będzie. Nasza Ukraińska Cerkiew pozostanie nadal integralną częścią Kościoła Powszechnego…Lwowskie zgromadzenie z roku 1946 zwołane zostało pod naciskiem rządu sowieckiego przez kilku księży grekokatolickich i samo proklamowało się synodem….Nie był to jednakże w żadnym wypadku legalny, zgodny z prawem Synod naszej Cerkwi i nie mógł nim być, gdyż nie wziął w nim udziału żaden z biskupów Cerkwi Grekokatolickiej. Obecność kilku księży i świeckich nie wystarczą w żadnym chrześcijańskim Kościele do prawnej legalności takiego „synodu”.” Biskupi ukraińscy przypomnieli też encyklikę papieża Piusa XII „Orientales omnes…” z roku 1946, w której papież jednoznacznie wystąpił przeciwko postanowieniom „synodu lwowskiego”.

                Na wieść  o postanowieniach w dokumencie biskupów ukraińskich, głowa prawosławia rosyjskiego ze stolicy całej Rusi – Moskwy pisał do papieża Jana Pawła II z właściwym rosyjskiej cerkwi rządowej tonem:

                „ Z głęboką trwogą i goryczą muszę powiedzieć, że deklaracja Synodu ukraińskich biskupów może – w pełnym sensie tego słowa -przekreślić wszystkie ogromne osiągnięcia w sferze braterskiego zbliżenia naszych Kościołów, zbliżenia będącego wynikiem naszych usilnych obustronnych starań, trwających od Soboru Watykańskiego II. Deklaracja ta stwarza wiele nowych napięć w stosunkach miedzy naszymi Kościołami, napięć, które ze względu na swe następstwa , mogą stać się tragiczne dla współpracy miedzy naszymi siostrzanymi Kościołami.

                 Treść i duch tej deklaracji obce są panującemu dotąd w naszych stosunkach duchowi ekumenicznego braterstwa i stanowią – oprócz tego – próbę zrewidowania i narzucenia struktury Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej. Nie chciałbym tu poruszać poszczególnych twierdzeń zawartych w tej deklaracji i analizować ich, ponieważ sądzę, że może to jedynie przywołać wspomnienia o tragicznym charakterze stosunków między naszymi Kościołami w okresie minionych złych stosunków, których gruzy leżą po obu stronach.

                Piszę do Waszej Świątobliwości z nadzieją na możliwość odnalezienia wyjścia z zaistniałego – niebezpiecznego dla naszych stosunków –położenia”.

                W odpowiedzi na list patriarchy Pimena, papież Jan Paweł II pisał m.in.: 

                „Stolica Apostolska, zajmując jednoznaczne stanowisko – jakie zresztą zawsze zajmowała – w stosunku do spraw ukraińskich katolików, wyraża żal z powodu tej publikacji, która nastąpiła nim jeszcze sam mógł on zapoznać się z tymi dokumentami, szybko poinformowała wszystkie nuncjatury w krajach, gdzie żyją wspólnoty katolickich Ukraińców (wspólnoty takiej nie ma oficjalnie w ZSRR – dop. nasze), że teksty te nie były zaaprobowane i nie maja oficjalnego charakteru. Zalecono również jednocześnie nieopublikowanie i nierozpowszechnianie tych dokumentów. Żaden organ Stolicy Apostolskiej nie wspominał o nich”.

                Treść cytowanych listów wywołała duże poruszenie w środowiskach ukraińskich na całym świecie, była też na różny sposób komentowana na Zachodzie. Dokumenty te wraz z oświadczeniem wyjaśniającym całą sprawę kardynała Josyfa Slipego przedrukowały „Spotkania” Nr 16, gdzie zamieszczono także ważny list otwarty wiernych Ukraińskiej Cerkwi Greckokatolickiej w ZSRR do papieża.

                Z listu patriarchy Piemena wynika jednoznacznie, że posoborowy dialog ekumeniczny za czasów papieża Pawła VI prowadzony był z prawosławiem rosyjskim kosztem Ukraińskiej Cerkwi Greckokatlickiej, której dokumenty powstałe podczas obrad Synodu „obce są panującemu dotąd w naszych stosunkach duchowi ekumenicznemu braterstwa, i stanowią – oprócz tego, zdaniem Piemena – próbę zrewidowania i naruszenia struktury Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.”

                 Ten ostatni człon wywodu patriarchy Piemena mógłby zabrzmieć  szczególnie humorystycznie, gdyby w tym paradoksalnym i zaskakująco szczerym stwierdzeniu nie było prawdy . Logicznie rzecz biorąc, żadne dokumenty biskupów ukraińskich , w dodatku katolickich, nie powinny naruszać struktury Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, gdyż Grekokatolicka Cerkiew Ukraińska , to zupełnie niezależna i nie mająca od Unii Brzeskiej z roku 1596 do „soboru lwowskiego” w 1946 niczego wspólnego z Rosją, przynajmniej w Metropolii Lwowskiej. Jest to cerkiew odmienna pod względem wyznaniowym i narodowym, istniejąca poza strukturą Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej.

                Problem jednak w tym, iż Rosyjska Cerkiew Prawosławna, służąca swoim rosyjskim władzom, w tym na tak ważnej dla utrzymania się tych władz, Ukrainie, nie może tolerować jakichkolwiek innych niezależnych czy autonomicznych cerkwi ukraińskich na swoim terenie.

                Dlatego też rządzące na Ukrainie rosyjskie władze sowieckie zlikwidowali nie tylko Cerkiew Grekokatolicką, pozostająca poza strukturą Rosyjskiej Cerkwi Prawosławnej, ale także nie mogli tolerować istnienia Ukraińskiej Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, którą prawosławni biskupi ukraińscy próbowali w 20-tych latach reaktywować, ale w 1930 roku zostali rozpędzeni i aresztowani przez Stalina. Z dwojga złego władze sowieckie wolałyby raczej zalegalizować działającą w podziemiu Cerkiew Grekokatolicką niż pozwolić na reaktywowanie Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej na Ukrainie.

                Złagodzenie represji  w 1984 roku w stosunku do działających w podziemiu duchowieństwa grekokatolickiego i wiernych na Ukrainie czy pozwolenie na przyjazd z Watykanu do Polski arcybiskupa grekokatolickiego Mirosława Marusyna ma służyć zneutralizowaniu wciąż rosnących aspiracji autonomicznych prawosławnych Ukraińców, domagających się reaktywowania zlikwidowania na całej Ukrainie przez Rosję Autokefalicznej Cerkwi Prawosławnej, nie oznacza to jednak zmiany kursu wobec unitów. Są oni przedmiotem bezustannych ataków we wszystkich środkach masowej informacji, podlegają represjom, a także różnymi sposobami popycha się ich w stronę latynizacji, by Cerkiew Grekokatolicka nie stanowiła alternatywy dla prawosławnych Ukraińców i nie uświadamiała im, iż są wchłaniani przez rządowe prawosławie rosyjskie. Jeśli nawet fakt bezprawnego i przymusowego wcielenia Cerkwi Grekokatolickiej (rozwijającej się w latach 1596 – 1946 w zupełnej niezależności oraz izolacji od Moskwy) nie przestał być wyrzutem imienia któregoś z biskupów cerkwi rosyjskiej, to jego ewentualna skrucha i współczucie braciom w Chrystusie nie może wpłynąć na zmianę stosunku prawosławia rosyjskiego do grekokatolików ukraińskich.

                Nieustanne starania duchowieństwa i wiernych grekokatolików o oficjalne zarejestrowanie ich Cerkwi i przywrócenie jej dawnych praw, zagwarantowanych w konstytucji ZSRR, wprowadza w poważne zakłopotanie nieprzygotowanych do pluralizmu w chrześcijaństwie i nieprzyzwyczajonych do tolerowania „odszczepieńców unickich” hierarchów Cerkwi Prawosławnej  i całej Rusi – Rosji, sięgającej aż po Lwów. W dodatku zarówno Patriarchat Moskiewski , jak i władze na Kremlu tak ważny dla Ukraińców jubileusz, jakim jest millenium chrztu Kijowskiej Rusi – Ukrainy, traktują wbrew faktom historycznym, jako swoje święto, zapominając, że Moskwa istnieje jako taka od połowy wieku XII, a stolicą Wielkiego Księstwa Moskiewskiego stała się znacznie później, zaś Kijów w wieku XII miał już za sobą szczytową fazę rozwoju złotego wieku kultury chrześcijańskiej na Rusi Kijowskiej.

                Przywrócenie Ukraińcom jakichkolwiek praw i dopuszczenie do głosu zlikwidowanych na Ukrainie obu cerkwi  - Grekokatolickiej i Prawosławnej Autokefalicznej nie jest na rękę Cerkwi rosyjskiej, a tym bardziej władzom kremlowskim ze względów moralnych i cerkiewnych, prestiżowo – mocarstwowych, a szczególnie z powodów ideowo – politycznych. Wiadomo w dodatku, że jako instytucja Cerkiew Rosyjska, która w roku 1589 sama proklamowała się cerkwią patriarchalną, nigdy nie posiadała własnej twarzy, zawsze była traktowana instrumentalnie. Najpierw wysłużała się swemu władcy i „pomazańcowi bożemu” carowi, a następnie przyszło jej, zdziesiątkowanej przez Stalina i wciąż infiltrowanej oraz inwigilowanej, modlić za ideologiczne i jej wrogie antyreligijne władze.

                Cerkiew ukraińska, niezależnie od tego czy są to prawosławni czy grekokatolicy, jest w zupełnie innej sytuacji , wciąż walczy z prześladowcami z zewnątrz. Polemiki wokół unii i spory o „prawdziwą wiarę” samych Ukraińców nie były walką wyznaniową, lecz walka o autonomiczność i niezależność Cerkwi i jej partykularyzm, służący zachowaniu własnych tradycji i rozwijaniu ich, co dekretem Soboru Watykańskiego II o Kościołach Wschodnich, uznających ich odrębność, zostało jedynie usankcjonowane. Dzięki temu partykularyzm Grekokatolickiej Cerkwi może służyć zbliżaniu Kościoła Katolickiego z Cerkwią Prawosławną, a nie – jak się niekiedy uważa – przeszkadza w tworzącym się dialogu ekumenicznym. Realizowana przez Ukraińców idea Unii Brzeskiej z roku 1596 nie pozostaje w sprzeczności z rozpoczętym dialogiem ekumenicznym , który jest tej idei częścią. Niektóre z celów, przyświecających ruchowi ekumenicznemu, Ukraińcy już właśnie osiągnęli.

                 Coraz bliższe staje się urzeczywistnienie idei patriarchatu ukraińskiego. Myśl o jego utworzeniu przewija się przez całe tysiącletnie dzieje Ukrainy, począwszy od czasów Rusi Kijowskiej przez sobór we Florencji 1349 roku po Unię Brzeską; od konkretnych przygotowań Weniamina Rutskiego i Piotra Mohyły po próby praktycznej realizacji dalekosiężnych planów Metropolity Andrzeja Szeptyckiego. Grekokatolicka Cerkiew Ukraińska, korzystająca ze swojego rodzaju jurysdykcji patriarchalnej, jako samorządny organizm cerkiewny, widzi możliwość skuteczniejszej obrony przed prześladowaniami w uzyskaniu patriarchatu. Proklamowanie (obok już istniejącego katolickiego i maronickiego) Grekokatolickiego Patriarchatu Halicko – Wołyńskiego i całej Rusi – Ukrainy, jest możliwe i bardzo przez Ukraińców oczekiwane.

                Do myśli o utworzeniu patriarchatu ukraińskiego, którego istnienie nie kolidowałoby  ani pod względem prawnym, ani terytorialnym z istnieniem prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego i całej Rusi, przyzwyczaja się Moskwa, której przeczulenie wywołane obawą proklamowania patriarchatu na Ukrainie graniczyło z obsesją, wynikającą z racji nie tylko moralnych i cerkiewnych, ale przede wszystkim ideologicznych i politycznych. Świadczy o tym narada sekretarzy Komitetów Centralnych państw obozu sowieckiego, zwołana w Berlinie Wschodnim 3-5 lipca 1979r. a poświęcona omówieniu pierwszej pielgrzymki Jana Pawła II do Polski. W dokumentach tej narady m.in. czytamy:

„ W polityce Watykanu w stosunku do krajów socjalistycznych wyznaczony został nowy etap, który charakteryzuje się gwałtownym wzrostem aktywności Kościoła Rzymskokatolickiego, dążeniem do przekształcenia jej w opozycję polityczną w krajach socjalistycznych…Przedmiotem pilnej uwagi obecnego kierownictwa Watykanu jest Ukraińska SRR. Usiłuje ono wykorzystać wciąż jeszcze znaczący aktyw cerkwi katolickiej jako bazę do rozszerzenia religijnego wpływu na mieszkańców republiki.” („Woprosy naucznego ateizma” , „ Myśl”, 1981, w.28, s.202-203).

 

Na Ukrainie nasilono propagandę antyunicką. W 1981 roku w samym tylko obwodzie lwowskim działało 587 komisji dla wykorzeniania z życia wierzących Ukraińców religijnych obrzędów i tradycji, a wprowadzenia „świąt” sowieckich. Do zaszczepienia ideałów materializmu zatrudniono      3 tyś. lektorów i 7 tyś. agitatorów ateizmu. W wielu byłych cerkwiach, przekształconych na muzea ateizmu, zorganizowano specjalne przeszkolenia dla dorosłych i młodzieży. Metody tej propagandy opracowywano w Uniwersytecie Lwowskim oraz w Instytucie Nauk Społecznych. Wiele miejsca tej tematyce poświęca prasa, radio, telewizja. Wyświetlano filmy typu  „Fałszywy nimb”, „Tajemnica świętego Jura” ukazujące „działalność nazistowską” księży greckokatolickich pod kierownictwem „kolaborantów” Metropolity Andrzeja Szeptyckiego i Josyfa Slipego, którym poświęcono tony papieru. Wciąż aktualna i wznawiana jest książka S.T.Danyłenki  „Droga hańby i zdrady”. Jeden z jej rozdziałów nosi tytuł – „Cerkiew unicka – agentura faszyzmu i Watykanu”. Jest ona przeznaczona dla pracowników naukowych, studentów, lektorów i propagandzistów. W specjalnie wydanej ( po pierwszej wizycie papieża Polaka w Ojczyźnie) broszurce N.O.Safronowej „Cerkiew unicka i faszyzm” , w rozdziale zatytułowanym „Na służbie u neofaszystów”, gdzie Jan Paweł II występuje niemalże jako rewanżysta i „zwolennik neofaszyzmu”, autorka m.in. pisze:

„Rewanżyści, wrogowie demokracji, socjalizmu z nadzieją patrzą na nowego Papieża, (…) ponieważ postawił on sobie za cel zjednoczenie katolików całej planety w jednolitą antykomunistyczną siłę. Cel ten wywołany jest nie troską o człowieka, o jego przyszłość, lecz dążeniem do religijnego dyktatu na planecie.” (s. 54-55)

Jak reaguje społeczeństwo ukraińskie na podobną propagandę mogły dowiedzieć się władze sowieckie z przesłanego do wiadomości Sekretarza Generalnego KPZR Listu Otwartego do Ojca Świętego Jana Pawła II od grekokatolików Ukraińskiej SRR, którzy wówczas pisali:

„ Cały zasób informacji, dotyczących spraw religii a przeznaczony zarówno dla władz, jak i społeczeństwa pochodzi od ateistów albo przez nich kierowanych. Oni zaś nigdy nie dają informacji prawdziwych. Po pierwsze dlatego, ponieważ społeczeństwo ukrywa przed nimi i tai swoje prawdziwe przekonania; po drugie zaś dlatego, że ci ludzie sami boją się przyznać do nieefektywności prowadzonej przez ciebie ateistycznej propagandy. Taka dezinformacja szkodzi wszystkim. Władze są przekonane, że wystarczy przeprowadzić jeszcze tylko kilka akcji, aby religia znikła zupełnie. A więc od nowa wyszukiwane są i powtarzane argumenty przeciwko wyznawaniu religii, wciąż nowe artykuły publikuje się w gazetach i publikacjach; same o sobie dają one świadectwo, a także i o tym, jak niski poziom inteligencji i wyrobienia duchowego reprezentują ci, którzy je piszą…”

W tym kilkustronicowym liście ukraińscy grekokatolicy wyrażają  „bezgraniczną wdzięczność” Opatrzności Bożej, która wyniosła na zwierzchnika Kościoła Chrystusowego przedstawiciela słowiańskich narodów, które wiele wycierpiały i dlatego zna on ich potrzeby i nadzieje. Proszą oni o pomoc w zalegalizowaniu Cerkwi, gdyż, jak piszą: „Jesteśmy do tego stopnia przekonani o prawdzie naszej Cerkwi, że porzucenie Jej, odstąpienie od Niej jest dla nas równoznaczne z odstępstwem od wierności Chrystusowi, a przez to z utraceniem nadziei zbawienia duszy, to zaś jest dla nas straszniejsze od śmierci”.

Wielokrotnie podejmowane próby legalizacji Cerkwi Grekokatolickiej na Ukrainie nie dały rezultatów, jedynie nasilały nękania, prześladowania i pomawiania o „współpracę z wrogami narodu”. Dowodzą też sygnatariusze listu, iż „karano nie tyle za domniemaną działalność, ile za wierność Cerkwi Grekokatolickiej”, chociażby dla tego, że ludzie, którzy ich opuścili i wyrzekli się swej wiary nie byli karani, chociaż ciążyły na nich winy, natomiast ludzie wierzący o nienagannej przeszłości cierpieli i nadal cierpią.

Proszą zaś Ukraińcy swojego najwyższego przywódcę duchowego o wstawiennictwo u władz, wierząc, że uda się przekonać Kreml co do rzeczywistych intencji i korzyści, mogących płynąć z normalnego funkcjonowania Cerkwi Grekokatolickiej, a z obopólnego porozumienia wyniknąć może jedynie dobro ogólne zarówno wewnątrz naszego kraju, jak i na arenie międzynarodowej. Ogólna idea i zamysł zarówno całej naszej wspólnoty wierzących – podkreślają,  jak i w ogóle wszystkich myślących ludzi są takie, że jeśli naszym władzom udałoby się w sposób rozumny i sprawiedliwy rozwiązać problem religii w ogóle, przyniosłoby to więcej dobra i pokoju ludzkości niż wszystkie działania i rewolucje razem wzięte…

W sytuacji, gdy niemające zaufania do własnego społeczeństwa władze sowieckie boją się przyznać do popełnionych przestępstw, błędów i niesprawiedliwości  w obawie, że wywołać to może nowe komplikacje, wstawiennictwo najwyższego przywódcy duchowego w sprawie unitów wydaje się grekokatolikom jedyną szansą , której  nie chcą stracić. Dlatego też nie tracąc nadziei piszą: „Wasza Świątobliwość najlepiej potrafi im (władzom) wyjaśnić, że pięknym i korzystnym dla wszystkich jest także i to wskazanie, że dawne zniewagi mogą być wybaczone raz na zawsze, zaś z przeszłości można wyciągnąć wnioski i nauki, lecz nie muszą one być podstawą sądów…”

Zdając sobie sprawę jak trudną ,ale i ważną misję w oczekiwaniu Słowian-Ukraińców ma do spełnienia Papież- Słowianin należy zapytać, jaki stosunek do Ukraińców, a w szczególności do grekokatolików maja rodacy papieża w jego ziemskiej ojczyźnie , w Polsce. Czy zrobiono tu wszystko, by tę misję chrześcijańską papieżowi ułatwić , przynajmniej by jej nie utrudniać?

 

Polacy coraz bardziej uświadamiają sobie fakt, że od Wschodu graniczą jednak nie z Rosją, lecz z Litwa, Białorusią i Ukrainą. Zaczyna się tez dostrzegać, że w Polsce żyją mniejszości narodowe: Litwini, Białorusini, Ukraińcy, a wśród nich unici, grekokatolicy, odwieczni współmieszkańcy i współobywatele obu Rzeczypospolitych. Od wiedzy społeczeństwa polskiego na temat dotychczasowych losów grekokatolików w powojennej Polsce, od zainteresowania się życiem, od zrozumienia ich problemów, poznania ich pragnień i ewentualnego przyjścia im z pomocą , zależy dalsza egzystencja Cerkwi Grekokatolickiej w Polsce, co nie pozostaje bez znaczenia dla rozwoju stosunków polsko-ukraińskich.

Jaki jest więc status tej części Grekokatolickiej Cerkwi Ukraińskiej, która pozostała w granicach PRL i ma za sobą swój 40-letni rozdział w jej historii. Jest on inny niż na Ukrainie, a także w Słowacji, w Rumunii czy Jugosławii, gdzie jest odrębna diecezja greckokatolicka z biskupem. Również w Słowacji, Bułgarii i na Węgrzech grekokatolicy zostali zalegalizowani, maja seminaria duchowne, wydawnictwa religijne, własne parafie, cerkwie.

Otóż w wyniku wysiedlenia w roku 1947 Ukraińców z południowo-wschodnich regionów PRL na ziemie zachodnie i północne oraz z powodu aresztowania większości księży grekokatolickich jako „szpiegów Watykanu” i po przekazaniu przez władze polskie do łagrów sowieckich biskupa przemyskiego Josyfa Kocyłowskiego i biskupa pomocnika Hryhorija Lakoty przestało praktycznie istnieć do dziś nieobsadzone biskupstwo grekokatolickie w Przemyślu oraz wszystkie parafie grekokatolickie w PRL. Wszelkie próby zorganizowania życia religijnego przez nielicznych pozostających na wolności księży grekokatolickich  nie były na rękę władzom, a od połowy lat pięćdziesiątych natrafiały tez na opór ze strony hierarchii Kościoła Rzymskokatolickiego, a przede wszystkim na sprzeciw proboszczy łacińskich tych parafii, w których znaleźli się wysiedleni Ukraińcy . Po długotrwałych staraniach, prośbach i skargach wysyłanych także do Watykanu, działalność grekokatolickich wiernych i księży (szczególnie zasłużonych w tej sprawie ks. mitrata Wasyla Hrynyka, ks. Myrosława  Ripeckiego), zaczęła owocować. W połowie 50-tych lat Prymas Polski, choć nie wyraził zgody na zakładanie czy odtwarzanie parafii grekokatolickich, to jednak w ramach kompromisu wydał dekret pozwalający księżom grekokatolickim zakładać wspólnoty tj. ośrodki duszpasterskie, co było jednak możliwe do zrealizowania tylko tam, gdzie księża rzymskokatoliccy (raz w tygodniu, na czas trwania nabożeństwa) zgodzili się wypożyczyć swoje świątynie grekokatolickim braciom w Chrystusie.

Dekret Prymasa, dający prawo organizowania wspólnot grekokatolickich, jest jednak w sposób bardzo dowolny interpretowany przez poszczególnych biskupów oraz proboszczów rzymskokatolickich, którzy odmowę na wypożyczenie swej rzymskokatolickiej świątyni motywują nierzadko tym, iż w Kościele Rzymskokatolickim można się modlić po polsku, ewentualnie po łacinie, ale nie po ukraińsku.

W ten sposób do niedawna autonomiczna Cerkiew Grekokatolicka , będąca w unii ze Stolicą Apostolską, a nie z Kościołem Rzymskokatolickim w Polsce, Cerkiew, która posiadała własną hierarchię, włącznie z biskupami i metropolitą, stała się uciążliwą przybudówką Kościoła w Polsce, bez własnego seminarium dla duchownych, bez jakiegokolwiek pisma, możliwości wydawania literatury religijnej, bez swych domów katechetycznych, parafii oraz bez własnych cerkwi z wystrojem wnętrz, spełniającym wymogi liturgii bizantyńsko-ruskiej.

Wciąż nie dały żadnych rezultatów starania grekokatolików o reaktywowanie biskupstwa w Przemyślu, a przynajmniej o udostepnienie tamtejszym wiernym na czas nabożeństw katedry grekokatolickiej, użytkowanej przez katolików. W diecezji przemyskiej i tarnowskiej maja grekokatolicy największe trudności z wypożyczeniem świątyń w ogóle, a w szczególności  znajdujących się w posiadaniu proboszczów rzymskokatolickich cerkwi, wybudowanych przez grekokatolików, które to cerkwie gdzieniegdzie się jeszcze ostały, choć często bez ikonostasu, ikon czy trójramiennych krzyży. Te wyraźne przejawy trwającego od 1947 roku świadomego rugowania oznak funkcjonowania na tych terenach Cerkwi Grekokatolickiej jako autonomicznej struktury w Kościele powszechnym stały się szczególnie widoczne w ostatnich latach. Wystarczy tu przytoczyć takie fakty jak: rozebranie w latach siedemdziesiątych ikonostasu w grekokatolickiej katedrze w Przemyślu ; rozebranie zabytkowej cerkwi drewnianej w roku 1980 w Lutowiskach, z której materiału wybudowano kościółek w Dwerniku; wysadzenie w roku 1983 w powietrze zabytkowej cerkwi  w Klimkówce, z której cegłę użyto do wybudowania wystylizowanego kościoła w Pniakach; odpiłowanie w roku 1974 „zbędnych” dwu ramion krzyży na odremontowanej przez Łemków, a przejętą siłą przez katolików cerkwi w Polanach, gdzie do byłych grekokatolików przyjeżdża ksiądz prawosławny i pod płotem koło ich cerkwi każdej niedzieli odprawia nabożeństwo.

Jeżeli w kilku, zupełnie pojedynczych miejscowościach proboszcz rzymskokatolicki wypożycza grekokatolikom zbudowaną przez ich ojców cerkiew, to dlatego, że zaistniało zagrożenie przejęcia jej przez księdza prawosławnego, którego zrozpaczeni grekokatolicy sprowadzają dla ratowania swych ojczystych tradycji religijnych. Tam, gdzie nie udaje się grekokatolikom odzyskać swej cerkwi dla nowego duchownego prawosławnego (udało się tego dokonać np. w Morochowie k. Sanoka czy w Przemyślu, gdzie reaktywowano nieistniejące tam od 300 lat biskupstwo prawosławne), tam byli grekokatolicy ze swym nowym księdzem prawosławnym budują druga cerkiew, jak np. w Gładyszowie, Krynicy itd.

Przyczyna takiego stanu rzeczy należy upatrywać w braku jakiegokolwiek statusu prawnego dla unitów. Po zlikwidowaniu hierarchii grekokatolickiej w Polsce, jurysdykcję personalną nad całą Cerkwią sprawuje prymas Polski, który odmówiwszy pomocy delegacji grekokatolików w staraniach o zalegalizowanie Cerkwi, przypomniał w listopadzie 1980r. „To, co macie, macie z mojej łaski” (por. Glaube in der Zweite Welt  1982/4 Zurich.) Los więc grekokatolików w Polsce zależy praktycznie od dobrej woli ordynariuszy, proboszczów rzymskokatolickich, z jaka nie bywa najlepiej zarówno z powodu nieświadomości kleru, jak i uprzedzeń i pretensji do Ukraińców. Sytuacja grekokatolików uległaby poprawie, gdyby ich Cerkiew otrzymała osobowość prawną. Wiązałoby się to ze zwrotem kilku cerkwi użytkowanych przez rzymskokatolików w tych (zupełnie nielicznych po wysiedleniu) miejscowościach, gdzie żyją grekokatolicy. Wówczas obecni gospodarzy tych cerkwi staliby się co najwyżej współgospodarzami zajmowanych świątyń, co nie jest na rękę proboszczom łacińskim, dlatego tez Episkopat Polski, od którego woli w pierwszym rzędzie zależy sprawa zalegalizowania Cerkwi Grekokatolickiej w Polsce, nie jest zainteresowany, by wystąpić do odpowiednich władz z propozycją prawnego reaktywowania całej instytucji Cerkwi Grekokatolickiej.

Oprócz tego, podlegli jurysdykcji prymasa Polski grekokatolicy, księża i wierni nie posiadają nigdzie własnego przedstawicielstwa, nie mają możliwości protestowania, gdy obrażane są ich uczucia religijne np. poprzez wyświetlanie, świadomie w wigilię ich Bożego Narodzenia, filmu „Ogniomistrz Kaleń” czy publikowania kłamliwych i oszczerczych artykułów o jednym z najwybitniejszych przedstawicieli Kościoła Powszechnego Metropolicie Andrzeju Szeptyckim, którego proces beatyfikacyjny jest w toku. Obrona Sługi Bożego Andrzeja w sytuacji, gdy Episkopat Polski nie zajął w tej sprawie żadnego stanowiska,)staje się dla grekokatolików niemożliwym do zamanifestowania obowiązkiem moralnym i wyrzutem sumienia.

Za pretekst do oszczerstw przeciw Metropolicie Szeptyckiemu posłużyło przedrukowanie w „Tygodniku Powszechnym” ( 1984 Nr 38, 9.IX) „Wspomnień o bracie Albercie”, wydanych w 1930 roku, a więc gdy ich 65–letni autor  od 30-tu lat pełnił godność Metropolity Lwowskiego Obrządku Grekokatolickiego. Tylko zupełna ignorancja, antyukraińska fobia i brak wszelkiej logiki argumentacji mógł doprowadzić dziennikarza „Trybuny Ludu” 1984 Nr 220 (13.IX) do wniosku uogólniającego , iż Metropolita Szeptycki „ w najnowszej historii politycznej Polski zapisał się jak najgorzej. Choć był wnukiem Aleksandra Fredry i bratem polskiego generała Stanisława Szeptyckiego, Metropolitę z jak najbardziej uzasadnionych przyczyn uznawano za czołowego rzecznika skrajnego ukraińskiego szowinizmu i nacjonalizmu o antykomunistycznym i antypolskim obliczu…Wróg narodu polskiego i ukraińskiego, hitlerowski sługa – kim by nie był – nie jest godny ani pamięci, ani przypomnienia”.

W kontekście przytoczonych wcześniej faktów i danych źródłowych podobny sąd o Metropolicie Szeptyckim świadczy tylko o autorze tej opinii i „Trybunie” służącej do wygłaszania takich sądów, przedrukowanych przez regionalne gazety partyjne i podanych w dzienniku TV. Zresztą dziennikarzowi nie chodziło o wydanie wyważonego czy bardziej uzasadnionego sądu o Szeptyckim, gdyż nie jego postać była celem i przedmiotem bezpośredniego ataku, ale „Tygodnik Powszechny”. Zaś odpowiedź na pytanie: jak mogło dojść do spreparowania aż tak prymitywnego steku kłamstw i rozpropagowanie ich przez masowe środki propagandy zawarta jest po części w jednym możliwym do przyjęcia zdaniu tej instrumentalnej publikacji „Trybuny”, które dotyczy także samego dziennikarza gazety, a mianowicie, że „dorastającym lub urodzonym po drugiej wojnie światowej czytelnikom „Wspomnień o bracie Albercie”  nazwisko Szeptyckiego nie kojarzy się z niczym”.

Nic niewiedzący o Szeptyckim autor dla uzasadnienia swej tezy sięgnął po dane trudno dostępnej książki „Droga donikąd”, misternie je pozniekształcał, wykorzystując przy tym fakty i poetykę źródeł sowieckich, a następnie poinformował całe społeczeństwo o tym, kim był wnuk Fredry i „wróg narodu polskiego i ukraińskiego”. Za jego przykładem poszedł inny, „niedoceniany” dotąd, najważniejszy oficjalny specjalista od Metropolity Szeptyckiego (por. „Trybuna Ludu” 1984 Nr 227 i „Przegląd Tygodniowy” 1984 Nr 48), dla którego podstawowym źródłem informacji jest wciąż cytowana przez niego książka S.T.Danyłenki  „Droga hańby i zdrady” poświęcona między innymi metropolicie Szeptyckiemu i kardynałowi Josyfowi Slipemu, w której Cerkiew Grekokatolicka jest traktowana wyłącznie jako „agentura faszyzmu i Watykanu”, a wszystkie argumenty zmierzają do uzasadnienia zawartego w ostatnim rozdziale wywodu, który nosi tytuł „Koniec Unii  Brzeskiej”

Jak widać materiały antyunickiej propagandy sowieckiej, zdemaskowane i zdyskredytowane przez wiernych grekokatolików z Ukrainy w Liście Otwartym do papieża, posłużyły jako źródło do nowej antyukraińskiej propagandy w Polsce. W wyniku tej propagandy cenzura zakazała wydawnictwom katolickim w Polsce (głównie „Tygodnik Powszechny” i „Znak”) publikowanie wszelkich materiałów o Metropolicie Szeptyckim oraz wstrzymała druk wielu artykułów o tematyce ukraińskiej.

Trafną diagnozę przyczyn takiego a nie innego rozwoju stosunków polsko-ukraińskich w Polsce stawia autorka zamieszczonego w paryskiej „Kulturze” artykułu pt. „Sytuacja Ukraińców w PRL”, który raz jeszcze potwierdza słuszność wybranej przez „Kulturę” drogi, jakiej przyświeca wypowiedziana podczas wykładów w Paryżu myśl Adama Mickiewicza, iż „Kto myśli o interesach jednego tylko narodu, jest nieprzyjacielem wolności”. 

Pani Zofia S. jest zdania, iż kilkaset tysięcy Ukraińców w Polsce nie stanowi zagrożenia dla totalitarnej władzy, ale dyskryminacja mniejszości wzrasta, choć nie wymaga tego polska racja stanu: „Jedna z przyczyn takiego stanu rzeczy jest niewątpliwie zależność władzy  od  Moskwy. Oczywiście, że Moskwie zależy na tym, aby w bezpośrednim sąsiedztwie Ukrainy, która jest obiektem nieubłaganej rusyfikacji , nie rozwijał się żaden niezależny ruch ukraiński. Wykonanie moskiewskich poleceń przez polski aparat wojskowo-partyjno-administracyjny nie nastręcza trudności. Istniejąca po dziś dzień wśród dużej części społeczeństwa polskiego niechęć do Ukraińców, wynikająca z dawnych waśni i intensywnie podsycana przez reżimową propagandę  w całym powojennym okresie, ułatwia wykonywanie tych poleceń. Nietrudno więc zrozumieć, że na wszystkich szczeblach aparatu znajdują się gorliwi wykonawcy życzeń Moskwy. Są oni przekonani, że nie pozwalając” Ukraińcom „ podnieść głowy”, działają dla dobra Polaków” („Kultura” 1984/6).   

Nie są więc oni w stanie zrozumieć tego, że to właśnie córka Aleksandra Fredry, Polka, która wyszła za mąż za Ukraińca Szeptyckiego, przekonała swego syna Andrzeja Romana, by poświęcił się sprawie Ukrainy, gdyż wówczas najbardziej pomoże jej ojczyźnie – Polsce.   

P.L.   

 

"Droga" nr 19 (grudzień 1985-styczeń 1986)

Droga - wydawane poza cenzurą pismo Ruchu Obrony Praw Człowieka i Obywatela, a potem Konfederacji Polski Niepodległej.