DMYTRO DONCOW. ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ

Dmytro Doncow:
"twórca ukraińskiej koncepcji nacjonalizmu, przyjętej w latach 30. XX wieku przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów za podstawę ideologiczną działalności politycznej"
 
Tego typu rewelacje można w Polsce przeczytać wszędzie, w związku z tym kilka faktów:
 
  •  Podczas polskiej okupacji zachodniej Ukrainy, wszelkie wydawnictwa OUN - czyli gazety, broszury, ulotki oraz książki były zabronione.
  • Posiadanie wyżej wymienionej literatury było karane więzieniem.
  • OUN była organizacją nielegalną i przynależność do niej także była karana więzieniem.
  •  Doncow nie należał do OUN.
 
I kilka pytań dających wiele do myślenia:
 
  • Jak to możliwe, że Doncow jako autor ukraińskiej koncepcji nacjonalizmu, przyjętej w latach 30. XX wieku przez Organizację Ukraińskich Nacjonalistów był legalnym publicystą którego drukowano nie tylko w ukraińskiej prasie, ale również polskiej?
  • Jak to możliwe, ze Ukrainiec jaki siedział w polskim więzieniu za znalezioną podczas rewizji ulotkę OUN, mógł w tym więzieniu bez problemow czytać "Nacjonalizm" Doncowa?
  •  Czemu "Nacjonalizm" Doncowa nie był zabroniony, a przykładowo OUN-owska "Rozbudowa Nacji" zabroniona była?
  •  Dlaczego polskie władze nie prześladowały "głównego ideologa ukraińskiego nacjonalizmu"?
 
 
To nie jest atak na Dmytro Doncowa!
Doncow to postać niezwykle ważna i wielka w historii Ukrainy, nikt nie zaprzecza jego wpływowi na światopogląd wielu młodych ukraińskich nacjonalistów z lat 30-ych ubiegłego wieku.
To jedynie oparta na logice, próba walki z demonizowaniem Doncowa przez komunistyczno-kresowo-narodową propagandę.
 
Dmytro Doncow był zawziętym wrogiem komunistycznej ( bolszewickiej) ideologii, uważał sowiecką Rosję za śmiertelnego wroga ludzkości - w swojej publicystyce, już w latach trzydziestych pisał o bolszewikach to, co świat zaczął rozumieć dopiero kilka  lat po wojnie.
Na pewno w jego życiu  miał miejsce moment fascynacji faszyzmem, a wiele lat wcześniej marksizmem, później poprzez socjalizm                                                   (i wspomnianą chwilową fascynację faszyzmem) przechodzi do pozycji konserwatywnych.
Ale przecież tylko ten, kto nie posiada własnych poglądów - nigdy ich nie zmienia....
 
 
                                                                         ---------------------------------------------
 
 
 
Poczytajmy, co pisał o Doncowie prawdziwy polski patriota, nie Poliszczuk, Isakowicz czy Prus - a właśnie autentyczny polski patriota, Józef Łobodowski w roku 1981:

 

                                                                                     

  DMYTRO DONCOW. ŻYCIE I DZIAŁALNOŚĆ

 

Józef Łobodowski
„Zeszyty Historyczne” 1981 nr 55

 

I.
Gdy na wiosnę 1973 roku dowiedziałem się o śmierci Dmytro Doncowa, w pierwszym odruchu postanowiłem napisać o nim dłuższy artykuł, ale poza kilka stron maszynopisu wtedy nie wyszedłem. Konieczność uprawiania codziennej publicystyki („dla chleba, panie, dla chleba”) sprawia, że najlepsze i najbliższe pisarskiemu sumieniu sprawy i pomysły coraz to się odkłada, „na świętej nigdy”.
Doncowa nie znałem osobiście, ale wiele o nim wiedziałem i niejednokrotnie czytałem, głównie jego wypowiedzi w czasopiśmie „Literaturno-Naukowyj Wistnyk”. 
W dobrze mi znanym środowisku ukraińskim w Warszawie postawy były bardzo różne i Doncowa oceniano także rozmaicie. Zdecydowanym jego zwolennikiem był świetny poeta Jewhen Małaniuk, z którym obcowałem okresami niemal codziennie. Natomiast stosunek do Doncowa i jego „Wistnyka” takich wybitnych Ukraińców jak znakomity językoznawca Roman Smal-Stoćkyj czy powszechnie szanowany Ołeksa Łotoćkyj nacechowany był dość daleko posuniętą ostrożnością. To samo wolno powiedzieć o historyku prof. Doroszence.

W cztery lata po śmierci Doncowa otrzymałem obszerną pracę (420 stron) Mychajło Sosnowśkiego "Dmytro Doncow, portret polityczny, podtytuł: Z historii rozwoju ideologii ukraińskiego nacjonalizmu." Z wielu stron proszono mnie o recenzję. Jedno łączy się z drugim. Pisząc o Doncowie, coraz to zaglądam do wszechstronnie udokumentowanej książki Sosnowśkiego; w ten sposób mój artykuł staje się jednocześnie w sporej części recenzją.
Jeśli się nie mylę, śmierć Doncowa w ogóle nie została odnotowana na łamach polskiej prasy emigracyjnej, oprócz „Kultury”. Dowiedzieli się o zgonie tego dziewięćdziesięcioletniego starca tylko ci nieliczni, którzy śledzą pilnie rozwój stosunków polsko-ukraińskich. Samo nazwisko olbrzymiej większości Polaków, tak w kraju, jak na emigracji, absolutnie nic nie mówi. Ta niewiedza zresztą rozciąga się w ogóle na wszystkie zagadnienia ukraińskie i sprawia, że polska opinia publiczna od dawna ignorowała i nadal ignoruje naszego najbliższego sąsiada, z którym ściśle związała nas wspólna historia. Natomiast prawie zawsze brakowało obopólnej znajomości i zrozumienia.

Jeśli bym wymienił w większym gronie polskich emigrantów nazwiska Mychajły Drahomanowa, Iwana Franko, Mychajły Hruszewśkiego, Wołodymyra Wynnyczenki czy Wiaczesława Łypyńskiego, prawie nikt z obecnych Polaków nie wiedziałby, o kogo chodzi. Znacznie lepiej ta sprawa wyglądała w XIX wieku, a także tuż przed pierwszą wojną światową - najlepiej na terenach, gdzie znajdowały się silne ośrodki inteligenckie. Na przykład w Kijowie i Petersburgu, gdzie na przełomie dwóch stuleci stosunki między Polakami i Ukraińcami były jak najbardziej poprawne, a często gęsto przyjazne, pozwalając spoglądać w przyszłość z pewnym optymizmem. Wystarczy zajrzeć do wspomnień wyżej wymienionego Ołeksy Łotockiego, późniejszego dyrektora Ukraińskiego Instytutu Naukowego w Warszawie, Storinky mynułoho (Stronice z przeszłości), wydane w tejże Warszawie w latach 1932-1939. Ale kto z Polaków dzisiaj do nich zagląda?!

 

II.
Najpierw kilka koniecznych danych z politycznej biografii. Doncow urodził się w roku 1883, a więc w okresie gwałtownej reakcji (Pobiedonoscew), spowodowanej śmiertelnym zamachem na cesarza Aleksandra II (1 marca 1881). Lata studiów uniwersyteckichDoncowa przypadają na początek bieżącego stulecia, a jego działalność publicystyczna zaczęła się w roku 1905, a więc za pierwszej rewolucji rosyjskiej, która wprawdzie skończyła się niepowodzeniem, ale zmusiła Mikołaja II do pewnych ustępstw i reform. Przede wszystkim znacznie zelżała cenzura, co umożliwiło rozwinięcie się bardzo żywej publicystyki politycznej.
Młody Doncow stał w owym czasie na pozycjach socjalistycznych, co było najzupełniej zgodne z duchem czasu. Ale jego socjalizm już wtedy nosił swoisty charakter. Prof. Doroszenko przypomniał w swoich wspomnieniach z petersburskich studenckich lat, że Doncow należał do grupy opozycyjnej w Ukraińskiej Hromadzie. Poszło o kwestie narodowe. Mychajło Sosnowśkyj podał w swojej książce (str. 75) urywki z rozmowy z Doncowym, przeprowadzonej w Kanadzie, w roku 1968. 

„Nie mogłem - mówił Doncow do Sosnowśkiego - już wtedy pogodzić się z internacjonalistycznymi tendencjami ruchu, które były identyfikowane z rusofilstwem.
Przyjmowałem platformę walki z caratem, ale jednocześnie i równolegle z tym stawiałem zagadnienie narodowe. Na tym tle doszło do konfliktu i mojego zerwania z ruchem socjalistycznym...”.


Działalność młodego Doncowa nie mogła nie zwrócić uwagi carskiej policji i w roku 1907 został on aresztowany 

i znalazł się w kijowskim więzieniu. Groził mu ciężki wyrok, ale dzięki staraniom wpływowych osób udało się uzyskać dla niego warunkowe zwolnienie (po ośmiu miesiącach). W roku następnym Doncow przeszedł nielegalnie rosyjsko-austriacką granicę i dostał się najpierw do Lwowa, a następnie do Zakopanego, gdzie przebywał przez prawie dwa lata na leczeniu płuc. Tu interesujący polonik. W Zakopanem Doncow poznał Stanisława Brzozowskiego (już zdecydowanego gruźlika). Sosnowśkyj cytuje uwagi Rudnyćkiego, który w kwartalniku „My” (Warszawa, 1934) uznał Brzozowskiego za duchowego ojca Doncowa. 

„Brzozowski zrodził Dmytro Doncowa, jako krytyka i publicystę". 

Sosnowśkyj, nie podając w wątpliwość oczywistego wpływu Brzozowskiego, uważa opinię Rudnyćkiego za grubo przesadzoną (ss. 76-77).
Po rekonwalescencji w Zakopanem Doncow przeniósł się do Wiednia i na tamtejszym uniwersytecie rozpoczął studia prawnicze, które ukończył dopiero we Lwowie, w roku 1917. W Wiedniu zawarł małżeństwo z koleżanką ze studiów, Marią Baczyńską. W dziesięć lat później ów związek małżeński będzie miał zasadnicze znaczenie dla dalszych losów Doncowa. Rzecz w tym, że dzięki temu małżeństwu mógł on w roku 1922 osiedlić się na stałe we Lwowie (w latach 1919-1921 przebywał w Szwajcarii), o czym zadecydował fakt, że jego małżonka urodziła się na terenie Ziemi Czerwieńskiej (Hałyczyna), miała więc pełne prawo do powrotu do kraju. Podobno sprawa ta, przed jej pozytywnym rozstrzygnięciem, oparła się o samego Józefa Piłsudskiego (str. 153).
Uprzednio przez prawie cały rok 1918 Doncow przebywał w Kijowie, a choć był bardzo czynny, większej roli politycznej nie odegrał. Na Ukrainie panowała ówcześnie daleko posunięta anarchia, władza przechodziła z rąk do rąk, przy czym nie zawsze było wiadomo, kto co reprezentuje i na kim się opiera. Najpierw była Centralna Rada, a następnie, gdy ta nie potrafiła zapanować nad sytuacją, przy pomocy Niemców i Austriaków ogłoszony został hetmanem generał Pawło Skoropadśkyj. Pochodził ze starego ukraińskiego rodu, niemal całkowicie zrusyfikowanego. W końcowym okresie utrzymywał się przy władzy dzięki rosyjskiemu oficerstwu, które praktycznie rządziło w Kijowie. Po ogłoszeniu federacyjnego związku z przyszłym państwem rosyjskim (14 listopada 1918 roku) wszyscy niepodległościowcy odeszli od Skoropadśkiego, a w miesiąc później oddziały Dyrektorii (Symon Petlura) weszły do stolicy i obaliły władzę hetmańską, zresztą ówcześnie zupełnie już iluzoryczną.

 

Doncow początkowo żywił poważne złudzenia co do Skoropadśkiego i dopiero nieprzyjemne doświadczenia obudziły go z niezbyt realnych marzeń. Wojna domowa na terenie byłego imperium rosyjskiego dochodziła do punktu kulminacyjnego. Ukraina po odejściu wojsk państw Centralnych była zagrożona jednocześnie z kilku stron. W styczniu 1919 roku Doncow znowu udaje się za granicę, przy czym wszystko wskazuje, że stało się to z inicjatywy Symona Petlury i pułkownika Jewhena Konowalca, którzy ceniąc wysoko publicystykę Doncowa, chcieli go trzymać z dala od wszelkich niebezpieczeństw.
Jaka była sytuacja na Ukrainie, gdy Doncow osiedlił się na dłuższy czas we Lwowie (siedemnaście lat pobytu!) i przystąpił do energicznej działalności publicystycznej, która przez długi czas wywierała wielki, często decydujący wpływ na umysły, zwłaszcza młodszych pokoleń? Gdy się bada przyczyny ukraińskiej katastrofy narodowej i państwowej w latach 1918-1920, trzeba osobno przyjrzeć się politycznemu kierownictwu i osobno masom ludowym, które rewolucjoniści różnego typu tak chętnie obdarzają mianem „narodowych żywiołów”. Zwycięska Moskwa zachowała się najzupełniej odmiennie od imperialnego Petersburga. Minister Wałujew wsławił się jeszcze w roku 1863 wydaniem prawa, według którego „o żadnej osobnej małorosyjskiej mowy nie było, nie ma i być nie może”, a tzw. emskim dekretem (rok 1876) Aleksander II jeszcze bardziej rozszerzał wszystkie antyukraińskie zakazy i szykany. Natomiast czerwona Moskwa stworzyła wszelkie możliwe pozory, byle Ukraińcom do reszty zamydlić oczy.


Stworzono rzekomo niezawisłą Republikę Ukraińską, ze stolicą w Charkowie, rozpoczęła się kulturalna „ukrainizacja”, patrzono przez palce na polityczne dyskusje, niekiedy dość swobodne, bujnie zaczęła się rozwijać literatura ukraińska. I w konsekwencji nastąpiła dezorientacja, sięgająca do samych szczytów. Hruszewśkyj i Wynnyczenko powrócili do kraju, a wraz z nimi mnóstwo niedawnych emigrantów. Komuniści ukraińscy brali na serio kłamliwe hasła i szczerze współpracowali z narzuconym systemem. „Nie ze strachu - pisze Sosnowśkyj - z przekonania”. Nastroje filosowieckie przerzuciły się także przez granicę ryską na teren Rzeczypospolitej Polskiej, obejmując dezorganizacją ideowo-polityczną także tamtejszych Ukraińców (bracia Kruszelnyccy, Fedorciw i inni).
Sosnowśkyj zacytował Manuilskiego, który w sierpniu 1922 roku oświadczył publicznie, że liczba zgłaszających się do powrotu emigrantów jest coraz większa, co nazwał „rozkładem ukraińskiej kontrrewolucji” i „niewątpliwym sukcesem politycznym”. Nie od razu i tu i tam nastąpiło tragiczne rozczarowanie, spowodowane z jednej strony przymusową kolektywizacją i sztucznie zorganizowaną klęską masowego głodu, z drugiej - krwawymi represjami w stosunku do twórczej inteligencji ukraińskiej.


Na tym tle antysowiecka i w ogóle antyrosyjska orientacja Doncowa coraz bardziej się pogłębiała. Jego polityczne i historiozoficzne koncepcje omówię nieco dalej. Na razie jeszcze garść danych i dat, dotyczących pozostałego życia i działalności. Gdy wybuchła druga wojna światowa, Doncow miał pięćdziesiąt sześć lat, był w pełni sił. Lata wojenne to ciągła wędrówka, bez zaczepienia się nigdy na stałe: Gdańsk, Berlin, Bukareszt, Kraków, znowu Berlin, Praga. Wkrótce po wojnie Doncow dostaje się do Paryża, następnie do Londynu i wkrótce do Stanów Zjednoczonych. Ostatecznie wyjechał w roku 1947 do Kanady, gdzie pozostał aż do śmierci, czyli przez całe dwadzieścia sześć lat. Pracował nadal jako publicysta, ale nie chciał objąć redakcji żadnego czasopisma, choć mu to niejednokrotnie proponowano. Raz jeszcze wybrał się na krótko do Europy, mianowicie do Portugalii, ale ze względu na szybko pogarszający się stan zdrowia musiał wracać do Kanady, gdzie po roku umarł i został pochowany na ukraińskim cmentarzu. Śmierć jego odbiła się niezwykle szerokim echem w całej ukraińskiej diasporze, zarówno w Europie Zachodniej, jak w obydwu Amerykach i Australii. Jeszcze jeden dowód, jak wielką cieszył się popularnością i jaki wpływ wywierał. Nawet jego przeciwnicy - a miał ich niemało - nie mogli zaprzeczyć, że w ukraińskim życiu społeczno-politycznym i ideowo-kulturalnym przez długi czas był postacią kluczową, zaś w ukraińskim odrodzeniu narodowym pierwszej połowy XX wieku odegrał rolę zasadniczą.

 
III.
Pierwszych kilkanaście lat publicystycznej działalności Doncowa to niewątpliwie okres zwątpień i poszukiwań. Czasy były trudne, niezmiernie skomplikowane i obdarzony niezwykłym temperamentem pisarz nie mógł trafić od razu na właściwą drogę. Jego socjalizm miał prawdopodobnie w sporej mierze charakter koniunkturalny, nie wypływał z głębokiego, ideowego przekonania. Skoro był jedyną ówcześnie partią rewolucyjną, ostro przeciwstawiającą się caratowi, już choćby z tego jednego powodu należało doszlusować do jego szeregów.
Osoby, które dobrze znały młodego Doncowa (Doroszenko, Łotoćkyj, Petlura), charakteryzowały go jako człowieka dynamicznego, ambitnego, wyjątkowo pracowitego, nałogowego pochłaniacza książek, a jednocześnie autorytatywnego i bardzo trudnego w pożyciu. Sosnowśkyj zacytował (ss. 83-84) interesujące urywki z listów Petlury do Doncowa. Petlura był wtedy redaktorem czasopisma „Życie Ukraińskie”, Doncow - jego stałym współpracownikiem. Ot, choćby taki urywek: „Jeżeli za jakieś 8-10 lat nie przeniosę się na łono praojców i zostanę bankierem albo dyrektorem jakiegoś akcyjnego towarzystwa, zaproszę Was do objęcia redakcji czasopisma, specjalnie dla Was założonego, w którym będziecie mieli wolną rękę do wypowiadania wszelkich możliwych herezji, oraz będziecie mogli swobodnie besztać wszystkie rodzime świętości.”.
Sosnowśkyj słusznie uznał tę żartobliwą charakterystykę za niezwykle celną. 
„Otwarcie powiem - pisał Petlura w innym liście, w lutym 1912 roku - że bardzo cenię i lubię Wasze artykuły; redakcja podziela moją opinię i wielce Was szanuje, jako literata i współpracownika o jasnej inteligencji, umiejętności łatwego, żywego i ciekawego poruszania rozlicznych zagadnień. Ale może byście zechcieli nieco szanować prawa redakcji i nie sprowadzali jej do roli aparatu, który otrzymuje rękopisy i od razu przekazuje do drukarni, nie licząc się z żadnymi okolicznościami.!”.
W powyższych słowach Doncow został pokazany (miał wtedy dwadzieścia dziewięć lat) w całej okazałości. Arbitralny, bezwzględnie przekonany o swojej słuszności, narzucający innym własne poglądy i interpretacje. To typowe dla ludzi bezkompromisowych, ale utrudnia, jak już podkreśliłem, współżycie i współpracę. I takim Doncow pozostał na zawsze, aż do zgonu.
W młodości był nie tylko antyklerykałem, ale również zdecydowanym przeciwnikiem religii w ogóle, a chrześcijaństwa w szczególności. Sosnowśkyj przytoczył fragment ze słynnej broszury Szkoła i religia, wydanej w roku 1910. Doncow wzywał w niej do usunięcia ze szkół nauki religii, gdyż 
„tak Kościół katolicki, jak Cerkiew prawosławna były zawsze zaciekłymi wrogami wolności...”.
 Doncow stał wtedy jeszcze na pozycjach wojującego materializmu, ale dość szybko je opuścił. „Parafrazując słowa samego Doncowa - pisze Sosnowśkyj (str. 88) - że kto zbliża się do socjalistycznych bożków, ten musi odwrócić się od Chrystusa, moglibyśmy dziś powiedzieć, że kto odwrócił się od socjalistycznych bożków, ten musiał nawrócić do Chrystusa”. A nieco dalej: „Duchowa ewolucja Doncowa na przestrzeni dziesięcioleci prowadziła od skrajnie lewych pozycji ortodoksyjnego marksizmu- -socjalizmu i materializmu do skrajnie prawicowych, do zaakceptowania woluntarystycznego idealizmu, irracjonalizmu i wreszcie nawet do mistycyzmu w politycznej filozofii.”.
A na razie zerwanie z socjalizmem dojrzewało nie tyle na tle religijno-moralnym, co polityczno-narodowym. W roku 1914 Doncow ogłosił drukiem broszurę Engels, Marx, Lassalle o niehistorycznych narodach, a prawie w tym samym czasie Nowoczesne moskwofilstwo oraz Obecna sytuacja polityczna narodu i nasze zadania. „Te dwie prace - ponownie cytuję Sosnowśkiego - nie tylko zapewniły Doncowowi miejsce w awangardzie ukraińskich publicystów, lecz ponadto przyniosły mu międzynarodową renomę. Zagadnienia i sprawy, poruszone przez Doncowa w tych publikacjach, wzbudziły polemikę na łamach prasy ukraińskiej, rosyjskiej, polskiej i niemieckiej, a ponadto wywołały poważne zaniepokojenie w najwyższych kołach politycznych carskiego imperium”.
Polemika miała, rzecz prosta, charakter krytyczny, ale przy wszystkich brakach i niedostatkach wymienionych tekstów miały one niewątpliwie znaczenie historycznego przełomu. Doncow w sposób kategoryczny odżegnywał się od wpływów rosyjskich we wszystkich dziedzinach, a głównie w dziedzinie ideowo-kulturalnej, którą uznał za najważniejszą i najbardziej decydującą. Wzywał do całkowitego odcięcia się od Rosji, bo to jedyny sposób na przezwyciężenie w ukraińskiej masie kompleksu „narodowego hermafrodytyzmu”, określanego kiedy indziej jako mentalność prowansalska. Na tej drodze musiał dojść i doszedł do postulatu polityczno-państwowego rozwodu z Rosją.
Broszury Doncowa zostały we właściwy sposób ocenione przez najwybitniejszych Rosjan owego okresu. Sosnowśkyj przytoczył w swojej książce przemówienie, wygłoszone przez Milukowa na posiedzeniu rosyjskiej Dumy, 19 lutego 1914 roku. Milukow był, jak wiadomo, przed pierwszą wojną światową i podczas wojny liderem Partii Konstytucyjno-Demokratycznej (popularna nazwa „Kadeci”). Na posiedzeniu tym roztrząsano sprawę administracyjnego zakazu obchodzenia rocznicy Tarasa Szewczenki. Milukow, jak i całe jego stronnictwo uważał, że tego rodzaju polityka pobudza nastroje separatystyczne, więc jest szkodliwa. Punktem wyjścia dla przemówienia Milukowa stała się jedna z antyrosyjskich broszur Doncowa. Oto zakończenie przemówienia Milukowa:

„Panowie, separatystycznego ruchu na Ukrainie jeszcze nie ma, a jego zarodki są na razie dość nikłe. Ale można go wychować, można go rozwinąć... Gdy obecnie odbieramy Ukraińcom ich ostatnią nadzieję na polepszenie się ich sytuacji w granicach Rosji, teraz gdy Ukraińcy zaczynają głośno mówić, podobnie jak Doncow i jego towarzysze, że wszelkie rachunki na Rosję to utopia i należy szukać ratunku w separatyzmie. jakież widzimy rezultaty? Widzimy ponowne odrodzenie się separatystycznych nastrojów, dowodem czego jest broszurka Doncowa, którą wam cytowałem. I powiadam wam: lękajcie się tego człowieka! Jeżeli będziecie uprawiać identyczną politykę co dotychczas, takich Doncowych będą setki, tysiące, miliony!”.

 

Rosyjskie, skrajnie nacjonalistyczne koła zaczęły bić na alarm znacznie wcześniej. Separatyzm ukraiński określano najchętniej mianem „mazepiństwa” (od hetmana Mazepy), którego widmo wciąż straszyło obrońców „jedynej i niepodzielnej”. Jak te nastroje wyglądały, niech zaświadczy tekst artykułu, ogłoszonego w roku 1911 w szowinistycznym, ukrainożerczym dzienniku „Kijewlanin”: 

 

„Ukraińska sprawa to zasadnicze zagadnienie rosyjskiego narodu i rosyjskiego państwa, a zarazem - zasadnicze niebezpieczeństwo. Polskie, ormiańskie, fińskie i inne zagadnienia dotyczą okrain państwa, a tym samym są drugorzędne. Nie Polska, nie Finlandia, nie inne kraje dały Rosji jej wielkość. Przeciwnie, te kraje raczej podcinały jej wielkość i potęgę. Wielkość Rosji powstała po osiągnięciu jedności rosyjskiego narodu; początkiem rosyjskiej wielko-mocarstwowości stał się dzień 8 stycznia 1654 roku, gdy nastąpiło zjednoczenie Małorosji z państwem moskiewskim. I oto obecnie ruch mazepiński usiłuje zniszczyć narodową, kulturalną i polityczną jedność rosyjskiego narodu, czyli - używając innych słów - zniszczyć rosyjską mocarstwowość. Oto gdzie tkwi największe niebezpieczeństwo. Ruch mazepiński rośnie. Z tym trzeba się pogodzić. O tym trzeba wołać na cały głos. Niestety, rosyjskie władze państwowe pozostają głuche i ślepe w stosunku do tego najniebezpieczniejszego ze wszystkich ruchów. Ze swojej galicyjskiej bazy mazepiństwo rozłazi się po całej południowej Rosji. Ale władze milczą. Konieczność podjęcia przez wielki naród rosyjski narodowo-państwowej samoobrony wskazuje nam na zdecydowaną walkę z mazepiństwem...”.


„Mazepiństwo” nie odegrało w latach rewolucyjnych roli, jakiej obawiali się rosyjscy szowiniści. Sosnowśkyj podał obszerne wyimki z tekstu znanego historyka Hruszewskiego, który oceniał ówczesną sytuację na Ukrainie w sposób zdecydowanie negatywny. Zbieżność z ocenami Doncowa - niemal całkowita. Oto, co ten pisał w artykule, ogłoszonym na łamach czasopisma „Nasz Głos” jeszcze w roku 1911:


„Poziom politycznej dojrzałości współczesnego społeczeństwa ukraińskiego jest nie tylko niższy od poziomu w wieku XVII i XVIII, ale nie można go nawet zestawiać z ideologią Towarzystwa Cyryla i Metodego. Ten upadek myśli politycznej spowodowany jest przede wszystkim tym, że obecne społeczeństwo ukraińskie jest, pod względem narodowym - hermafrodytą. Nie odczuwa swojej przynależności do całkiem osobnej, odrębnej narodowości, która oprócz swoich potrzeb narodowo-kulturalnych posiada również potrzeby polityczne, odmienne od potrzeb i dążeń innych narodów, a głównie rosyjskiego”.


Idąc konsekwentnie po tej linii, Doncow niepowodzenia ukraińskie w latach 1917-1920 przypisywał warstwie kierowniczej, nie zwalniając od odpowiedzialności żadnego działacza i ani jednego z działających ówcześnie ugrupowań politycznych. I na tym tle powstała nienawiść do Rosji jako głównej sprawczyni takiego stanu rzeczy.
Nazwałem Doncowa zgodnie z prawdą historyczną człowiekiem bezkompromisowym i o wielkim temperamencie. Był także gwałtownikiem, posuwającym się, gdy chodziło o sprawy zasadnicze, aż do fanatyzmu.
Dla zilustrowania nie zawadzi dać parę próbek prozy publicystycznej Doncowa. Odpowiadając swoim krytykom i krytykom „Wistnyka” pisał: 

„Idee propagowane przez „Wistnyk” to ideologia naszych czasów. Grzmi nad nimi filosofia militans, a nie filozofia „pokoju i ciszy”. Jest to okres konfliktu między „purytanami” i obojętnymi - konfliktu, a nie syntezy. Doba ludzi wiary, „pijanych swoim Bogiem”, surowych, a nie pobłażliwych wobec bezbożnych wrogów ludzkości. Doba, do której dorośli tylko ci, co posiadają 'abstrakcyjny dynamizm', ludzie określonych haseł, wiadomej rasy. Ludzie adekwatni do naszej ciężkiej, twardej epoki. Nie eklektycy, nie łatacze, nie ludzie koniunktury, nie słowni nierządnicy rzucający głośne hasła, a rozporządzający pustymi głowami. Między tymi dwoma rodzajami ludzkimi - kompromisu nie ma i być nie może”.
A przy innej okazji: ,,Nie ma na świecie większego przekleństwa od tak zwanego obiektywizmu, nie ma większego nieszczęścia od bezstronnych i neutralnych. Obiektywni to ci, co obawiają się zająć wyraźne stanowisko, to ani zimni, ani gorący, a panoszą się w życiu społecznym, w prasie, w literaturze, krytyce. Nie znoszą tych, co ustawiają drogowskazy i zmuszają do wyboru: za albo przeciw, zmuszają do nastawienia steru na określony kierunek”.
Nic dziwnego, że na podstawie tego rodzaju sformułowań Sosnowśkyj uznał, że „słownik Doncowa nie zna innych barw, jak tylko czerń i biel”. Że nie ma u niego żadnych gradacji, żadnych „szarych” przejść między tymi barwami. Teraz już nas nie może zdziwić, gdy czytamy, że Doncow wysunął koncepcję zakonu jako przeciwstawienia i przeciwwagi partii, uwydatnienie roli „mniejszości z inicjatywą”, z uszczerbkiem dla demokracji, idei „prowadzącej, kierowniczej kasty” jako decydującego czynnika w życiu narodowym, nosiciela „woli życiowej” i „woli władczej”. Czy więc Doncow nie zapatrzył się na taki czy inny faszyzm, jak to twierdził niejeden z jego przeciwników? I na to pytanie trzeba będzie odpowiedzieć w dalszym ciągu.

 

Doncow bardzo wcześnie, bo w niewiele lat po zwycięstwie bolszewickiej rewolucji właściwie ocenił jej istotną treść i cele. Uznał bolszewizm za typowo „rosyjskie zjawisko”, przy czym zwracał uwagę (nie bez pewnej słuszności), że Bakunin wpłynął na główne cechy bolszewizmu w większym stopniu niż Marks i Engels (historycy sowieccy kategorycznie temu zaprzeczają). Stawiał sprawę jasno i niedwuznacznie: „Mamy przed sobą wielki konflikt dwóch cywilizacji, dwóch politycznych, społecznych i kulturalno-religijnych ideałów, konflikt Europa - Rosja”.
Na Zachodzie, zwłaszcza w Anglii, oddawano się ówcześnie (a i po wielu latach!) naiwnym złudzeniom i pobożnym życzeniom: liczono na korzystną ewolucję i stopniową europeizację Rosji Sowieckiej.
Ciekawe i znamienne: takich złudzeń nie mieli zachodni Europejczycy przez cały prawie wiek XIX, od markiza de Coustine'a, poprzez Jules Micheleta, aż do Dawida Urquharta. Nawet Tomasz Masaryk, chociaż Czech, potrafił wyłamać się z tradycyjnych marzeń panslawistycznych i w swojej francuskiej książce Sur le bolchevisme722 przeprowadził celną analogię między Rosją carską i sowiecką. Na opinię jego narodu praca ta nie wywarła żadnego wpływu i bodaj nawet nie ukazała się w przekładzie na czeski.
721 Zdaje się, że nikt jeszcze nie zwrócił uwagi na poważne zbieżności między Doncowym, a tym, co o Rosji pisał w swoim kapitalnym, wielotomowym dziele Od białego do czerwonego caratu Jan Kucharzewski. Nie wiem, czy Doncow czytał Kucharzewskiego; jeżeli, to na pewno w latach późniejszych, gdy jego poglądy na Rosję były już od dawna skrystalizowane. A Kucharzewski chyba o Doncowie tylko to
i owo słyszał. Nie tylko słowa, także idee latają [przyp. J Łobodowskiego].
 Geneva 1921.
Wychodząc z założenia, że Rosja stanowi największe, zasadnicze niebezpieczeństwo dla samego istnienia narodu ukraińskiego, Doncow żądał absolutnej separacji pod każdym względem. Już cytowałem uprzednio jego celną opinię, że bez duchowego odcięcia się od Rosji zerwanie powiązań politycznych (a raczej więzów!) nie będzie w ogóle możliwe. A że temperament stale go ponosił, szedł często zbyt daleko i przekreślał Rosję w całości, nie uznając żadnych paliatywów, co było psychologicznie zrozumiałe, ale historycznie niedające się ani usprawiedliwić, ani obronić.
Gdy raz doszedł do przekonania, że Rosję należy traktować jak źródło niedającej się opanować, a tym bardziej uleczyć zarazy, wysunął koncepcję postawienia na Europę Zachodnią i jej cywilizację. Zerwanie z „rosyjskim kompleksem” wymaga, zdaniem Doncowa, zwrócenia się frontem do Europy, pełnej okcydentalizacji ukraińskiego narodu. Zresztą nie był w tym jedyny ani odosobniony. Już Drahomanow wysuwał identyczny postulat, choć traktował go nie dość konsekwentnie. Na Ukrainie posowieckiej stawiał na „psychologiczną Europę” Mykoła Chwylowyj, który znajdował się pod wpływem Doncowa, oraz niezależnie od niego Mykoła Zerow, świetny tłumacz greckich i rzymskich poetów, autor głośnego hasła adfontes. Obydwaj zapłacili za to życiem. Chwylowyj zastrzelił się latem 1933 roku. Zerow zginął w łagrze sołowieckim, do ostatnich chwil, już konający, pracując nad przekładem Eneidy starego Marona. Dwa tragiczne symbole owego dążenia do okcydentalizacji.
Doncow uważał, że wcale nie powinno chodzić o jakieś „uzachodnienie” ukraińskiego narodu, lecz po prostu o powrót do starych tradycji, ciągle żywych, a tylko przygłuszonych i częściowo wynaturzonych rosyjskim wpływem. Pozostawał pod tym względem w pełnej zgodzie ze znanym historykiem Krupnyćkym, który swój pogląd sprecyzował w następującym lapidarnym zdaniu: „Należąc fizycznie do Europy Wschodniej, Ukraina należy duchowo do Europy Zachodniej”. Doncow także uważał, że orientacja prozachodnia powinna sprawić, aby do decydującego głosu doszły te wartości, które swego czasu określały naród ukraiński jako część składową Zachodu.

 

IV.
Już padło na jednej z poprzednich stronic określenie „dynamiczny nacjonalizm”. Łączy się on bardzo ściśle ze zwalczaniem Rosji w każdej, jak podkreśliłem, dziedzinie i na każdym terenie. Przeciwstawiając się ostro ukraińskiemu prowincjonalizmowi, którego korzenie kryły się w wieku XVIII, po nieudanej próbie hetmana Mazepy (klęska pod Połtawą), Doncow proponował jako najskuteczniejsze lekarstwo doprowadzony do skrajności woluntaryzm, stanowiący podstawę światopoglądu, etykę, stawiającą na czele wartości interes narodowy, historiozofię interpretującą przeszłość jako sumę wydarzeń zrodzonych z idei. W wykrywaniu i piętnowaniu wad i przywar ukraińskiego narodu był bezlitośnie bezkompromisowy. Nie obeszło się bez przesady. Gdy Doncow nazywa swój naród „pariasem”, „fellachem”, gdy mu zarzuca „wąski i tępy intelektualizm” i „wiarę w abstrakcyjne doktryny”, i gdy wreszcie posuwa się do obelgi: „psychologia plebejuszów”, jest w tym tyleż słuszności, co jaskrawej przesady. Ale ten szok traumatyczny był najwidoczniej potrzebny, skoro drastyczny zabieg okazał się po jakimś czasie skutecznym.
Już wspomniałem, że Doncowowi bardzo często zarzucano zbyt intensywne zapatrzenie się w faszyzm, a nawet ślepe jego naśladownictwo. Słowo „faszyzm” zrobiło za naszych czasów zawrotną karierę, oczywista w sensie zdecydowanie negatywnym. Zrobiono z niego demona, wywierającego potężny wpływ na wszystkie niemal narody, zawsze w równym nasileniu duszącego wolność, demokrację, ludzkie prawa. „Faszyzm” stał się w takim ujęciu kluczem pasującym do każdych drzwi, ubraniem skrojonym na uniwersalną miarę. Faszyzm włoski, niemiecki hitleryzm, hiszpański frankizm, portugalski salazaryzm, dyktatury południowoamerykańskie, wszelkie autokracje, choćby stosunkowo umiarkowane - wrzuca się do jednego worka, nie odróżniając i nie chcąc odróżniać odrębnych cech. Gdy ktoś wskazuje na istotne różnice, natychmiast zostaje napiętnowany jako faszystowski apologeta. Ostatecznie faszystą zostaje każdy, kto nie chce utożsamiać się ze skrajną lewicą.
Wypada stwierdzić, że wpływy włoskiego faszyzmu były na Doncowa oczywiste, ale ani wyłączne, ani obejmujące całość. Istotne wpływy światopoglądowe przyszły z czasów o wiele wcześniejszych, gdy Mussolini ledwie zjawił się na świat. Nie ulega wątpliwości, że woluntaryzm, z taką energią propagowany przez Doncowa, wywodził się jednocześnie z Schopenhauera i Nietzschego. Zwłaszcza nietzscheanizm zaważył najmocniej. Doncow wziął dosłownie schopenhauerowskie Wille zum Leben (wola życia) i nietzscheańskie Wille zur Macht (wola mocy), ale interpretacja tych haseł nie zawsze i nie we wszystkim była zgodna z intencja¬mi obydwu filozofów. Trzeba Doncowowi przyznać, że potrafił te wpływy przetrawiać po swojemu i nadawać im odmienny sens. Stąd wziął się „tragiczny optymizm”, określenie dobrze pasujące do pisarzy, którzy poszli za Doncowym i skupili się przy „Wistnyku”: Jurij Łypa, Ołeh Olżycz, Jewhen Małaniuk, Jurij Kłen, Łeonid Mosiendz,724 Ułas Samczuk... Zwraca uwagę, że w znacznej większości byli to liryczni poeci, czego nie uważam za przypadek.
Wszyscy wymienieni wcześniej czy później rozeszli się z ideologią Doncowa i zajęli inne pozycje, niekiedy przeciwstawne. Sosnowśkyj twierdzi (str. 25), że rozstanie to odbyło się nie tyle ze względów zasadniczych, co ze względu na nadmierną arbitralność Doncowa, który nie tolerował najmniejszej krytyki i sprzeciwu. Wymagał, aby jego poglądy były przyjmowane w całości, bez żadnych poprawek i zastrzeżeń. A jego współpracownicy byli także indywidualistami, więc niejednokrotnie redaktorska kosa trafiała na kamień. Niektórzy z wymienionych pisarzy odeszli daleko od mistrza, inni, nawet przy odmienności poglądów, zachowali do niego sentyment na zawsze - exemplum Małaniuk.
Co ludzi wykształconych, a nastawionych krytycznie zrażało u Doncowa, to jego kapryśna niekonsekwencja. Potrafił powoływać się na pisarzy, ideologów, polityków, którzy mieli ze sobą niewiele albo zgoła nic wspólnego, i sprowadzał ich do jednego mianownika. Sosnowśkyj zacytował amerykańskiego badacza kwestii ukraińskiej, Johna A. Armstronga,725 który w swoim artykule Collaborationism in World War II określił Doncowa jako „człowieka o niezwykle złożonym składzie intelektualnym”. Armstrong wymienił listę „dziwnych bohaterów” Doncowa: Nietzsche i Bergson, George Sorel, Kipling, Kitchener i Teodor Roosevelt!... O wiele słuszniej byłoby postawić na czele tej listy Charles Maurrasa.
Krytycy Doncowa rekrutowali się prawie wyłącznie spośród pisarzy, historyków, polityków; gdy chodziło o znaczną część społeczeństwa, a zwłaszcza o młode pokolenia, był niemal wyłącznym władcą uczuć i myśli. Młodzi nacjonaliści ukraińscy z OUN widzieli w nim przywódcę z powszechnej nominacji, ideologa o niewątpliwym autorytecie, niemal narodowego proroka. Tego nie kwestionował i nie kwestionuje nikt, nawet żaden zdeklarowany oponent.

 

 

Doncow nie żyje od siedmiu lat, umarł po dwudziestu ośmiu latach pobytu na emigracji. Niektórzy już wtedy twierdzili, że Don-cow przeżył sam siebie, że był bezsilnym świadkiem stopniowego odchodzenia ukraińskiej diaspory od jego ideologii. Czasy się zmieniają. O powodzeniu ideologii Doncowa zadecydował w latach dwudziestych i następnych głęboki kryzys, wywołany katastrofą narodowych dążeń w okresie bolszewickiej rewolucji i wojny domowej, w której Ukraina była raczej przedmiotem niż podmiotem. Zakończenie drugiej wojny światowej spowodowało nowy kryzys, pod pewnymi względami głębszy od poprzedniego.
Ten etap historyczny, który najświetniej był reprezentowany przez Doncowa, jest już definitywnie zamknięty. Pozostaje jednak aktualny główny postulat Doncowa: moralny nakaz nieustannej walki. Wyjaśniam: nie chodzi o moralność jako kategorię czysto etyczną, lecz o bezwzględną wiarę w posłannictwo narodowe. Cechy te nie potrzebują żadnej podbudowy ideologicznej, więc pasują do każdej orientacji, byleby ta stała na gruncie niepodległościowym.
„Nowe czasy - to końcowe słowa książki Sosnowśkiego - wymagają nowych myśli i koncepcji, nowych taktycznych sposobów i nowej strategii. Ze skarbnicy przeszłości można brać tylko to, co w nowej rzeczywistości uznane zostanie za pozytywne i stymulujące. W mojej analizie zasad 'dynamicznego nacjonalizmu' starałem się wskazać te polityczne elementy, które nawet w zmienionym kontekście polityczno-społecznym zachowały swoje znaczenie i mogą znaleźć odpowiednie zastosowanie. Natomiast jako całościowy system ideologia dynamicznego nacjonalizmu - wraz z jej projekcją na polityczną i społeczną organizację narodu - nie może stanowić dla ukraińskiego ruchu nacjonalistycznego niezbędnej bazy ideowej tak, by stał się, oparty na niej, czynnikiem konstruktywnym na drodze organizowania narodu ukraińskiego w jego zmaganiach o polityczną niezależność i państwową niepodległość. Przywódcy ukraińskich organizacji narodowych uświadamiali sobie to już w latach czterdziestych i wyciągnęli z tego konieczne wnioski. Dalszy rozwój sytuacji aż po dzisiejszy dzień dowiódł, że poczynione ówcześnie wnioski były prawidłowe”.
Takie postawienie sprawy przysporzyło Sosnowśkiemu niejednego wroga, głównie wśród stuprocentowych zwolenników i wielbicieli Doncowa. Sądzę, że jeszcze sporo wody upłynie w ukraińskich i emigracyjnych rzekach, zanim poruszone zagadnienia zostaną rozstrzygnięte i wyczerpane bez reszty. Żaden ruch wyzwoleńczy nie jest w stanie wyzbyć się fanatyzmu i nienawiści, czy się to nam podoba, czy nie. Doncow był głosicielem takiej akcji dynamicznej, która daje potężny impuls do zwycięskiego zwalczania wszelkich trudności. Zapowiadał konieczność zwycięstwa w dziedzinie duchowej, zanim zmaterializuje się w życiu realnym. Zasada była ze wszech miar słuszna, choć jej rozwinięcie mogło grzeszyć pod tym czy innym względem. I dochodząc do tego punktu, wszelkie krytyczne analizy, gdzie indziej właściwe, natychmiast stają się bezużyteczne. Takie jest Doncowa „zza grobu zwycięstwo”.

 

V.

Czytelnicy „Kultury” mają prawo postawić pytanie: „A jaki był stosunek Doncowa do narodu polskiego, do Drugiej Rzeczpospolitej?”. Konflikty ukraińskie z sąsiadami dzielił on na takie, które mają znaczenie zasadnicze, i inne, o znaczeniu lokalnym. Niebezpieczeństwo rosyjskie wysuwał zawsze na pierwsze miejsce, wszystko inne usuwał w cień. Był zwolennikiem powstania antyrosyjskiej koalicji, do której obok Ukrainy miałaby wejść przede wszystkim Polska, następnie także Węgry i Rumunia. Zgadzał się na „Warszawską konwencję”, zawartą w roku 1920 przez Piłsudskiego z Petlurą, ponieważ w tamtej sytuacji nie widział żadnego innego rozwiązania. Pisał, że utrata Hałyczyny (Wschodniej Galicji) i części Wołynia była wielce bolesna, ale przejściowo konieczna.
Jeżeli do powstania takiego antyrosyjskiego bloku nie dojdzie - zapowiadał proroczo - to Rosja prędzej czy później skorzysta z jakiejś okazji i „zjednoczy wszystkie ukraińskie ziemie pod swoją władzą”. W Podstawach naszej polityki pisał, że „każdy, kto dąży do natychmiastowego połączenia wszystkich ukraińskich ziem, wysuwając ten postulat ponad wszystko i uprawiając wschodnią orientację, pracuje na korzyść Rosji i pomaga jej postawić krzyż nad ukraińską niepodległością. Logiczne następstwo takiej polityki - panowanie Rosji na całości naszych ziem...”.
Wojna 1920 roku, w której dywizje Petlury biły się po polskiej stronie, zakończyła się zwycięstwem Polski i dla Ukrainy. Przyszłość wykazała, że było to dla nas zwycięstwo Pyrrusowe, zaś pokój Ryski chwilowym zawieszeniem broni. A w wyniku drugiej wojny światowej nastąpiło to najgorsze, czego tak bardzo obawiał się Doncow: zjednoczenie Ukrainy pod bolszewicką, rosyjską egidą. Polska dostała się do tego samego, sowieckiego worka, choć jej położenie jest bez porównania pomyślniejsze.
Jak podałem, w roku 1922 Doncow uzyskał pozwolenie na osiedlenie się we Lwowie i aż do roku 1939 wydawał i redagował czasopismo „Wistnyk”, sztandarowy organ ukraińskiego odrodzenia narodowego. Jak wyglądał jego stosunek do Polski w ciągu tych siedemnastu długich lat? Nie mógł być pozytywny. Nonsensowna polityka administracyjna wobec „mniejszości” ukraińskiej, która to „mniejszość” na terenie sześciu województw stanowiła oczywistą większość, doszła w ostatnich latach drugiej niepodległości do szczytów obłędu. Nie można było w tych warunkach oczekiwać od takiego pisarza jak Doncow przyjaznego czy choćby tylko neutralnego stosunku. Ale nie tylko to.

Niejednokrotnie rozmawiałem na ten temat z poetą Jewhenem Małaniukiem, który jak już mówiłem, był wielkim przyjacielem Doncowa. Małaniuk postawił sprawę bez żadnych ogródek. Traktowanie Ukraińców przez władze polskie nie mogło naturalnie wzbudzać zachwytu. Ale Doncow wskazywał, że Druga Rzeczpospolita nie miała żadnej atrakcyjnej idei, duchowo i moralnie nie była w stanie nikomu zaimponować. I ten brak ideologicznej atrakcyjności był dla człowieka i pisarza typu Doncowa najważniejszy. Zrażał go nieprzyjemnie do Rzeczypospolitej i do ówczesnych Polaków.
Nieznajomość nastrojów w masach ukraińskich była zaiste zatrważająca. Gdy na początku roku 1938 w tygodniku „Wołyń”, wychodzącym w Łucku, ukazał się artykuł ostrzegający przed konsekwencjami akcji antyukraińskich, natychmiast odezwała się „Polska Zbrojna”, organ polskiej armii. Pewien pułkownik, mocno zaangażowany w tzw. kampanii rewindykacyjnej, pouczył redakcję „Wołynia”, że chłop ukraiński jest nastawiony całkowicie lojalnie do Rzeczypospolitej i w razie wojny nic nam z jego strony nie grozi. Ów pułkownik od dawna nie żyje i nie chcę wymieniać jego nazwiska. Nie wiem, gdzie przebywał we wrześniu roku 1939 i w latach następnych. Gdyby zawadził wtedy o Wołyń, miałby okazję przekonać się, jak zabawnie w świetle wydarzeń wypadły jego zapewnienia o lojalności.

VI.

Jeszcze na zakończenie kilka słów o książce Mychajły Sosnowśkiego, która bardzo mi pomogła przy pisaniu niniejszego szkicu. Jest to praca niezmiernie solidna, wyczerpująca podjętą tematykę i problematykę, wszechstronnie udokumentowana. Centralną postacią jest naturalnie i zgodnie z tytułem Dmytro Doncow, ale jednocześnie mamy na tych przeszło czterystu stronach plastycznie i wyczerpująco przedstawione polityczne dzieje narodu ukraińskiego na przestrzeni całego półwiecza, od przełomu dwóch stuleci aż poza drugą wojnę światową. Nie waham się nazwać tej książki swoistą encyklopedią ukraińskości owego okresu, już zamkniętego, już należącego do historii, a wciąż domagającego się dalszego ciągu, dalszej twórczej kontynuacji.
Orientuję się, że niejedni uznali ją za kontrowersyjną czy za zbyt stronniczą, że powinna wywołać krytyczną, uzupełniającą polemikę. To dobrze! Ci, co w swojej młodości, nieraz bardzo wczesnej, poszli za Doncowym, są w najlepszym razie w sile wieku, pozostali dobiegają do starości. Uczestniczyli w opisywanych wydarzeniach. Niektóre oceny i opinie Sosnowśkiego mogły im się wydać jednostronne, a nawet krzywdzące. To przy tego rodzaju pracach jest nieuniknione - zawsze i wszędzie.
Niemniej praca Sosnowśkiego należy do książek, do których stale się powraca jako do niewyczerpanego źródła informacji i dokumentów. I choćby ich interpretacja miała budzić niekiedy pewne wątpliwości, wielki ciężar gatunkowy tej książki nic na tym nie traci.

 

 

Przekład z języka polskiego - Andrij Pawłyszyn