SPALONA OGNIEM WOLNOŚĆ
SPALONA OGNIEM WOLNOŚĆ
14 września 2009 roku minęło siedemdziesiąt lat, jak prawie doszczętnie została spalona najbardziej znana wioska okolic Turki - Żukotyn. Po przybyciu wojsk radzieckich, z Sambora przyjeżdżali upoważnieni przez organy władzy przedstawiciele i sporządzone były odpowiednie protokoły. Trudno powiedzieć czy zachowały się one gdzieś w archiwach, ale wiadomo jedno, że wszelkie nieszczęścia i cierpienia bojkowskiej wioski, władza radziecka wykorzystała dla swoich propagandowych celów. Już na początku września 1939 roku napisany został list, niejako przez mieszkańców Żukotynia, powiatu turkowskiego, do Najwyższej Rady ZSRR i władzy Radzieckiej z prośbą o przyłączenie Zachodniej Ukrainy w skład ZSRR. List ten cytowany był z trybuny zjazdu ludowego Zachodniej Ukrainy, jaki odbywał się we Lwowie od 26 października 1939 roku. Byli tam nawet przedstawiciele wspomnianej wioski góralskiej.
Czy faktycznie żukotynianie byli tak lojalni wobec władzy radzieckiej, że przyczyniło się to na początku II wojny światowej do tragedii wioski.
Tu prawdopodobnie uogólniono przyczyny jakie miały miejsce w całej Galicji, a szczególnie na miejscu w Żukotyniu.
Wiadomo, że po upadku Zachodniej Ukraińskiej Republiki Ludowej, w 1919 roku zaczyna się przez Polskę druga okupacja Galicji. Na paryskiej konferencji pokojowej 28 czerwca 1919 roku, Polska zobowiązała się zagwarantować ukraińskiej ludności autonomię kulturalną i w 1921 roku Konstytucja Polski zatwierdziła prawa Ukraińców w sferze kultury, a 26 września 1922 roku poprzez starania Anglii i Francji ogłoszono autonomię terytorialną Galicji. Jednak wszystkie te prawa i gwarancje widniały tylko na papierze. Najbardziej rozumiała to świadoma część galicyjskich Ukraińców. Nabrawszy kroplę powietrza narodowej wolności, wielu mieszkańców Galicji postrzegało Polaków jako wrogów wolności i niezależności, przez wieki wycierpianego państwa. Na terenie całej Galicji i w powiecie turkowskim, szczególnie zaczęły odradzać się organizacje “Sicz”, “Sokił” i różne organizacyjne kooperatywy. Bodźcem do zaistnienia partii nacjonalistycznych i ich organizacji wojskowych (np. Ukraińskiej Organizacji Wojskowej pod przywództwem byłego oficera Ukraińskiej Galicyjskiej Armii Jewhena Konowalca) był przyjęty przez Polaków w 1924 roku przepis zabraniający języka ukraińskiego w państwowych i miejskich urzędach.
W 1926 roku, Józef Piłsudski - wróg wszystkiego co ukraińskie - doprowadził do przewrotu majowego. W Ukrainie wprowadza się rząd “sanacyjny”, zaczęły się egzekucje mieszkańców wiosek, areszty inteligencji, we wszystkich miastach kraju niszczone były pomieszczenia organizacji ukraińskich.
Szkoły stawały się polskie albo dwujęzyczne. Tylko w Żukotyniu i Górnej Botiwce przetrwały szkoły ukraińskie, co oznaczało, że większość rodziców było przeciwnych polonizacji swoich dzieci. Właśnie od tego czasu nad Żukotynem był zaprowadzony wzmożony nadzór powiatowej i miejscowej żandarmerii. Żukotyn należał do tych wiosek w powiecie, gdzie prawie nie było “perekińczyków”, nikt nie przechodził na polski obrządek religijny. Organizatorem i przywódcą w tych trudnych czasach został ks. Wilczański, który do wsi przyszedł na parafię po śmierci w 1914 r. znanego w okolicach Turki księdza Maksyma Kalynycza. Z jego inicjatywy we wsi dobrze zorganizowano pracę “Proświty”. Literaturę, w tym polityczną, dostarczał do wsi syn księdza - Mirosław, który studiował we Lwowie. On też został głównym organizatorem młodzieży w Żukotyniu. Jego wspólnikami w ideologicznej i politycznej walce byli synowie nauczycieli żukotynskich - Zenowij Korczyński i Bohdan Sobol, którzy byli uczniami w gimnazjum w Turce, pracujący później we Lwowie. Wszyscy troje mieli olbrzymi wpływ na mieszkańców wioski, a przede wszystkim na młodzież.
Życie ludu stawało się coraz bardziej nie do zniesienia. Pod koniec lat 20-ch zaczął się w Polsce kryzys ekonomiczny, gwałtownie wzrosły podatki, jakich rolnicy nie byli w stanie płacić. W celu wyegzekwowania pieniędzy, w 1930 roku w powiecie były stworzone cztery strefy a zadanie zlecono egzekutorom, którzy siłą zabierali ludziom mienie. Kto opierał się, tego aresztowano. Egzekutorom pomagała żandarmeria z Łomnej - Stanisławski, Szymeński, Stępniewicz, Rabelka, Worona i ich komendant Kopik. Wszyscy oni wiernie służyli ówczesnemu reżimowi polskiemu. Więzienie w Łomnej było przepełnione mieszkańcami, którzy nie byli w stanie płacić podatków. Najbardziej uchylających się od płacenia wysyłano do więzienia w Turce. Pod tym samym pretekstem często aresztowano miejscowych działaczy, wołano na “rozmowy” księży, m.in ks. Wilszańskiego.
Jednak jeszcze bardziej ludność ukraińską rozgoryczyła “pacyfikacja” Piłsudskiego, jaka polegała na zakazie wszystkiego co ukraińskie. Chłopi byli bici i mordowani przez policję i wojsko, siłą zamykano ukraińskie szkoły. Zabraniano chodzić w wyszywanych - koszulach ukraińskich. Policja zrywała je z dziewcząt, a chłopców przewracała na ziemię i kopała. Taki wypadek miał miejsce i w Żukotyniu, gdzie młodzieńca Łukę Zynycza pobili za to, że podczas dużego święta religijnego odmówił zdjęcia wyszywanej koszuli ukraińskiej.
Do mieszkańców powiatu turkowskiego szybko doszły słuchy o powstaniu Teleśnickim w powiecie leskim w lipcu 1932 roku. Wzięła w nim udział ludność całej północno-zachodniej części powiatu, z wiosek przyległych do Turkowskiego okręgu. Wystąpienie to jeszcze bardziej polityzowało mieszkańców Żukotynia.
W okresie tym, najwięcej kłopotu posterunkowi w Łomnej przysporzyła zgrupowana młodzież Żukotynia. Oprócz synów wiejskiej inteligencji, aktywnymi narodowo-świadomymi mieszkańcami wsi okazali się bracia Zynyczi – Mykoła i Fedir, Wasyl, Hawryło, Pawło, Ołeksij i Mychajło, Mykoła Hołotiak, Pyłyp Łechnowśkyj, Pawło Budz, Iwan Łechnowśkyj, Iwan Muszak, Mykoła Makaryszyn, Kyryło Budz i inni.
Trzeba tu zaznaczyć, że w Żukotyniu naliczano ponad 20-tu sympatyków socjal-radykalnej partii. Wielu było sympatyków OUN i UNDO. Duży wpływ na polityczny światopogląd mieszkańców Żukotynia miał Mychajło Zynycz, który pracował u znanego na Samborszczyźnie lekarza i działacza społecznego Wołodymyra Kobilnyka. Żukotynczanie w celu leczenia, bądź zaczerpnięcia informacji na temat swojej choroby, często odwiedzali w Samborze Kobilnyka i Zynycza, którzy również wielokrotnie przebywali w Żukotyniu.
Po śmierci Piłsudskiego (1935 r.) ciemiężcy narodu ukraińskiego, ogłoszona została amnestia i nie na długo złagodziła się trochę sytuacja polityczna.
W marcu 1939 roku, na Zakarpaciu odbyła się proklamacja państwa ukraińskiego – Karpacka Ukraina. Doprowadziło to do nowego przypływu uczuć narodowych i uświadomienia sobie, że nastał moment nowego wielkiego zrywu narodowego. Na ulicach i w mieszkaniach rozmawiano tylko o tym, była duża chęć działania takiego, jak braci na Zakarpaciu. Polacy dobrze zdawali sobie z tego sprawę - “chłopu” zbrzydło już żyć w polskim chomącie. Aby przeszkodzić przechodzeniu ochotników z Galicji do Zakarpacia, na Turkowszczyźnie, wzdłuż granicy był ustawiony tzw. Korpus Ochrony Pogranicza (KOP). Po wsiach pojawili się agenci tajnych służb. Polskie organizacje państwowe i szowinistyczne znowu znęcały się nad bezbronnymi Ukraińcami. W mieszkaniach zrywano portrety Szewczenki i Franka, robione były rewizje, ludziom zabroniono nosić wyszywane koszule.
We wrześniu 1939 roku Niemcy napadli na Polskę i w ciągu dwóch tygodni ich wojska stanęły nad Sanem. Radzieckie wojska przechodziły Zbrucz.
Na ziemi turkowskiej gospodarzyli jeszcze żołnierze polscy, którzy z każdym dniem stawali się coraz bardziej zuchwali. Liga Obrony Narodowej wydała nakaz, zaklejania papierem okien. Ukraińcom, którzy nie dostosowali się do tego wybijano okna. Aby przeciwstawić się Polakom i wprowadzić porządek we wsi oraz stworzyć własny miejscowy rząd, na wsiach zaczęto organizować warty, do których włączyła się zorganizowana młodzież i ludzie starsi. Żukotynska warta była chyba najbardziej aktywna w tym czasie i nie dopuszczała do wsi polskich bojówek. Gdzieś 7-8 września żandarmeria z Łomnej zwróciła się do społeczności żukotynskiej, aby swoimi wozami wywieźli dokumenty i majątek na Stanisławszczyznę, jednak ostro odmówiono współpracy. Żandarm Stanisławski wracając na posterunek z niczym, pogroził: “Za to wasza wieś będzie w czerwonej farbie”.
… 11 września 1939 roku watra wowczyńska przekazała żukotyńskiej dwóch polskich żołnierzy Korpusu Ochrony Pogranicza, jacy szli do domu do Łomnej. To byli synowie Polaków, Bycowskiego i żandarma Stanisławskiego. Żukotyńska warta zatrzymała ich dla doprowadzenia przed sąd za dokonane zbrodnie wojenne, szczególnie za zabicie dziesiątków Ukraińców, którzy próbowali przedostać się na Zakarpacie. Wielu mieszkańców Żukotynia nie pochwalało tego czynu, gdyż Turkowszczyzna była jeszcze w rękach Polaków. Jednak był też inny pomysł, że nie dziś - a jutro we wsi będą Niemcy, którzy obiecują Ukrainie niepodległość, a Polacy do wsi nie powrócą.
Niestety wszystko złożyło się zupełnie inaczej. 13 września do Żukotynia z Turki przybył na rowerze żandarm, w celu sprawdzenia jak wykonywany jest nakaz Ligi Obrony Narodowej. Bohdan Sobol, jaki w tym czasie był w domu, rozbroił żandarma i razem z mieszkańcami wsi Pyłypem Zynyczem i Stepanem Suszincem - zatrzymali i zamknęli jego w stodole, z osobna od KOP-owców.
Tego samego dnia, 13 września polski pododdział wojskowy wycofywał się z Boberki przez Łomną na Turkowszczyzne. Poinformowany przez polskiego mnicha z łomniańskiego klasztoru, wyzwolił Bycowskiego i Stanisławskiego, nikomu przy tym nie uczyniwszy szkody. Ojciec Stanisławskiego przebywał w tym czasie w Turce i dowiedział się od swego syna o jego areszcie i wyzwoleniu. “Czerwona farba” - powiedział ze wściekłością i ruszył do sztabu KOP-owców, jacy wyróżniali się nadzwyczajnym okrucieństwem
We wtorek 14 września, żołnierze polscy - 14-tu ludzi na samochodzie i około 30-tu na koniach przybyli do Żukotynia w towarzystwie łomniańskiego żandarma. Wieś została otoczona i rozpoczęła się pacyfikacja. Iwan Lechnowski i Pylyp Lechnowski zostali zabici z samochodu na miejscu. Zaaresztowano Pawła Zynycza, Mykołe Hołotiaka, Kyryłe Budza i księdza Wilszańskiego. Wioskę nakazano spalić. Ludzie, którzy jeszcze byli we wsi, uciekali do lasu, ochraniając sobą małe dzieci. Majątku nikt nie ratował. Wszystkich złapanych okrutnie bito, nawet starców i kaleki.
Mieszkańcy sąsiedniej miejscowości Łomnej, gdy tylko usłyszeli wystrzały, sądząc, że rozpoczęło się powstanie, z tym co mieli pod ręką (m.in. kosy i widły), w pośpiechu rzucili się z pomocą. Wojsko polskie jednak zaczęło do nich strzelać i ludzie wycofali się do swojej wioski.
Za kilka godzin, malownicza niegdyś wioska zamieniła się w kupę popiołu. Polacy nie oszczędzili też żukotyńskiej świątyni - Cerkwi Przenajświętszej Matki Boskiej, zbudowanej w 1878 roku, wyróżniającej się specyficzną architekturą.
Według niektórych informacji ze 160 chat, cudem ocalało blisko 25. Największe szczęście miał przysiołek Bełenkowynia, znajdujący się za Dniestrem.
Średniowiecznymi metodami KOP-owcy zamordowali aresztowanych Pawło Zynycz i Mykoła Hołotiak. Pierwszemu wyrwano język, żeby nie mógł mówić nic złego na Polaków. Mykole Hołotiakowi najpierw wykuli oko i zapytali czy widzi Ukrainę. Kiedy odpowiedział, że widzi, wykuli jemu drugie oko - gdy znów odpowiedział, że widzi Ukrainę wolną od Polaków. Potem ich zawiesili i przypiekali na ogniu, a z rąk “zdejmowali rękawice”. Wszystko to robiono na oczach innych zatrzymanych żukotyńców, aby opowiedzieli wszystkim co stanie się z nimi, jak podniosą rękę na polską władze.
Śmierć żukotyńskich patriotów była bohaterska a martwi zasługują na szacunek potomnych. Teraz często można usłyszeć, czy warto było to wszystko robić. Przecież zniszczono wioskę, cały majątek i ludzi. Wielu ludzi zmuszonych było przez długie lata mieszkać w ziemiankach, stajniach і komórkach. Jednak do takiego zachowania zmusiło ludzi okrucieństwo polskiej władzy, niechęć do życia w stałej niewoli - na własnej, ale nie swojej ziemi.
Ci, którzy powstali przeciw despotycznej władzy polskiej, zasługują na taki sam szacunek i powagę, jak inni świadomi Ukraińcy, jacy w różnych okresach historii, nie obawiając się śmierci tworzyli swoje państwo. Droga do wolności zawsze była ciernista dla każdego narodu, z ludzkimi ofiarami i cierpieniem. Przeszli tą drogę także mieszkańcy górskiej wioski Żukotyn.
Jarosław Tyryk
Bohdan Makaryszyn
Przeklad z tekstu źródłowego : ОБПАЛЕНА ВОГНЕМ СВОБОДА