Parośla. Rzeź w polskiej wiosce na Wołyniu

2016-10-30 10:10

Paweł Bohdanowicz 


 

„Siekiernicy” i „Korobka” 
Co jest prawdą, co fałszerstwem, a co niewiadomą? 
Kto to zrobił? Kto przeżył? 
 
 
 
Jak postrzegam to, co dzieje się wokół Wołynia? 
 
  Od jednego z profesorów 10 lat temu dowiedzieliśmy się, że smok wawelski był 
ostatnim żyjącym dinozaurem. Jeżeli profesor tak mówi, nie wypada zaprzeczać. 
Profesorom zawsze wolno więcej. Nawet, jeżeli są profesorami od metalurgii, a dyskutują o 
historii. Mnie mało to wszystko obchodzi. Mało obchodzą mnie stopnie i tytuły. Jeżeli kogoś 
szanuję, to nie za tytuł. Niech będzie, że jestem gminnym pastuchem bez szkoły. Co z tego? 
W nauce tezy powinny dzielić się na prawdziwe i fałszywe, a nie na profesorskie i 
nieprofesorskie. 
  
Nie będę ortodoksem w odniesieniu do zasady mówiącej, że w pracy historycznej 
wniosek nie może wyprzedzać przesłanek. Nie próbuję imponować nikomu mnogością 
przypisów. Wręcz przeciwnie – wcale ich nie stosuję. Jeżeli sięgam do źródła, to po prostu 
cytuję to źródło i piszę wyraźnie, co to za źródło (dotyczy to głównego tematu niniejszej 
broszury; nie dotyczy Huty Stepańskiej, która jest tematem pobocznym, niejako 
wymuszonym przez Grzegorza Motykę). Nie stosuję perfidnej metody, polegającej na 
opisywaniu własnymi słowami, co rzekomo jest napisane w źródle. Nie stosuję perfidnej 
metody, polegającej na przypisywaniu przeciwnikowi tez, których on nigdy nie postawił.  
Żywią mnie nauki pomocnicze historii. Nie jestem historykiem. Konfliktem polsko-
ukraińskim interesuję się od dość dawna. Chociaż dawniej było to zainteresowanie raczej 
powierzchowne. Powoli zacząłem zastanawiać się nad tą problematyką jeszcze przed 
Pomarańczową Rewolucją. 
  
W chińskiej knajpie zebrało się po aukcji kilku handlarzy: Polaków, Ukraińców, jeden 
rosyjski Żyd z Berlina… Gadaliśmy o różnych sprawach. Ukrainiec z Wołynia rzucił 
mimochodem: 
  – Gdyby któryś z was miał pamiątki związane z UPA, to ja jestem zainteresowany. 
  – Teraz podobno to są wasi bohaterowie? – zgryźliwie zapytał jeden z Polaków i 
spojrzał na Ukraińca, a ten powoli, trochę ponuro powiedział: 
  – Jestem wnukiem uciekinierów z Chełmszczyzny. Dużo mógłbym opowiedzieć, ale w 
Polsce wystrzegam się rozmów na ten temat. 
  Rozmowa przeszła na inne tematy, ale ta krótka wymiana zdań utkwiła mi w pamięci. 
  Innym razem, podczas Pomarańczowej Rewolucji, wpada na salę Ukrainiec ze Lwowa. 
Ktoś pyta żartobliwie: 
  – A ty Andrzej co? Bez wstążki? 
  – Mam, mam – odpowiada Ukrainiec, przypinając wyjętą z kieszeni pomarańczową 
kokardkę – ale zdjąłem biegnąc z dworca, bo to nigdy nie wiadomo, co jakiemu żulowi 
przyjdzie do głowy na ulicy. 
  Ja też, pisząc te słowa, zastanawiam się, co komu przyjdzie do głowy po przeczytaniu 
tej broszury. Mam nadzieję, że skończy się na wyzwiskach. Daleki jestem od wybielania 
UPA, ale nie wierzę w „diabołki absolutne” i w „aniołki absolutne”. W ogóle nie lubię 
wierzyć w jakiekolwiek historyczne tezy. Jestem przeciwny zamienianiu historii w quasi-
religię. Wolę wiedzieć, wolę przypuszczać, wolę podejrzewać, ale nie „wierzyć”. Lubię 
historię, ale nie historio-religię. Kocham historię, ale nie mitologię historyczną. Historia nie 
jest po to, żeby w nią wierzyć albo nie. Historyk, to nie kapłan. Historyk, to nie kaznodzieja. 4 
 
Historyk nie powinien też być politykiem. To znaczy zajmowanie się historią nie powinno 
być równoznaczne z uprawianiem polityki. Poważne spory historyczne, to spory o 
prawdopodobieństwo i o gęstość prawdopodobieństwa, o wartość logiczną, o to, czy jest 
sprzeczność, czy jej nie ma. Inne podejście, to nie historia, lecz historio-religia albo wręcz 
historio-histeria, albo polityka. Przed wiekami ludzie mordowali się z powodu słowa 
„współistotny”. Dziś skaczą sobie do oczu podczas sporów o historię. Za chwilę może zaczną 
zabijać się z powodu historii. Może ktoś za pomocą polonu albo zwykłego pistoletu znów 
uciszy jakiegoś „bluźniercę”, jak to się już w przeszłości zdarzało. 
  
Rzeczywiście, spory te coraz bardziej przypominają spory religijne. Już nawet nie 
polityczne. Z bluźniercami i heretykami już się nie dyskutuje. Heretyków i bluźnierców 
obsypuje się (na razie jeszcze tylko) wyzwiskami. Mam nadzieję, że jednak nikt nikogo nie 
zabije za to, że ten poddał w wątpliwość „oszacowanie” polskich ofiar rzezi wołyńskiej na 
poziomie 200 tysięcy. Czy to jest podsycane z zewnątrz? Podejrzewam, że tak, ale złapać 
kogokolwiek za rękę jest trudno. Zwłaszcza w epoce emaili i przelewów internetowych. 
Podstawowym narzędziem są opisy okrucieństwa. Dawniej rozpalanie żarliwej wiary też 
polegało na opisywaniu, co poganie robili świętym. No i oczywiście jednym tchem 
tłumaczono, że jeżeli święci robili coś poganom, to w słusznej sprawie. 
 
 
Z listu Zarządu i członków Stowarzyszenia Upamiętniania Polaków Pomordowanych na Wołyniu do papieża 
Franciszka, Zamość 7 sierpnia 2015: 
 
[…] Ojcze Święty! za rzeź wołyńską obwiniamy nie tylko Banderę, Suchewycza i innych 
przywódców UPA, Dywizję SS Galizien, ale również duchownych greckokatolickich, którzy 
sprzeniewierzyli się V przekazaniu Bożemu „Nie zabijaj”. W świątyniach podczas 
nabożeństw wzywali wiernych do mordowania Polaków, święcili narzędzia zbrodni (siekiery, 
piły, widły, itp.). Po nabożeństwach brali udział w okrutnych mordach. 
[…] W każdy dzień i każdą noc wkraczała do naszych domostw śmierć. A była ona okrutna. 
Na przykład małe dzieci nabijano na sztachety, rzucano żywe do studni, obcinano im rączki i 
nóżki, przybijano za języczki do stołu, wydłubywano oczka itp. 
 
Po co to nagromadzenie zdrobnień: „rączki, nóżki, języczki, oczka”? Żeby nikt nie 
śmiał o nic zapytać. Żeby nikt nie śmiał niczego sprawdzać. Żeby nikt nie odważył się myśleć. 
Żeby nikt nie odważył się dociekać. Jeżeli umiejętnie użyje się „rączek, nóżek, języczków i 
oczek”, to nikt nie odważy się zapytać nawet o to, kiedy SS Galizien była na Wołyniu? Każdy 
zainteresowany tematem Polak zna relacje mówiące o wyjątkowym okrucieństwie 
Ukraińców. Prawdziwe, czy nie… ważne, że ludzie w nie wierzą. A jakie opowieści krążą po 
stronie ukraińskiej? Prawdziwe, czy nie, ale ludzie w nie wierzą. 
 
Ukraińcy o pacyfikacji Żukotyna 14 września 1939 roku: 
 
Metodami rodem ze średniowiecza KOPowcy katowali aresztowanych – Pawła 
Zynycza i Mikołaja Hołotiaka. Pierwszemu wyrwali język, żeby nie mógł mówić niczego 
złego o Polakach. Mikołajowi Hołotiakowi początkowo wydłubali oko i zapytali, czy widzi 
Ukrainę. Odpowiedział, że widzi. Wtedy wydłubali drugie – znowu odpowiedział, że widzi 
Ukrainę wolną od Polaków. Potem ich podwiesili i piekli nad ogniem, a z dłoni „zdejmowali 
rękawice”. Wszystko to działo się na oczach innych zatrzymanych mieszkańców Żukotyna. 
Żeby mogli to opowiedzieć wszystkim, którzy odważyli by się podnieść rękę na polską 
władzę. Śmierć żukotyńskich patriotów była bohaterska i zamordowani zasługują na 
szacunek potomków. 
 
„Memoriał Chełmsko-Podlaskiej Prawosławnej Konsystorii w sprawie prześladowania przez polskich 
bandytów duchowieństwa prawosławnego na Chełmszczyźnie i Podlasiu, 4 stycznia 1944: 
 
  Dnia 27 października [1943] polska banda, którą kierowali polscy oficerowie, 
dokonała napadu na parafię Mołodiatycze w powiecie hrubieszowskim […] 
Dziewięciomiesięczne dziecko miejscowego wójta polski bandyta rozbił głową o podłogę, 
dobijając nieszczęsne dziecko kolbą, dwoje innych dzieci w wieku 2 i 5 lat Polacy zamęczyli 
w okrutny sposób w ich łóżku. Podczas napadu okrutnie zamordowano także starego diakona 
miejscowej parafii Semena Jaroszewicza. Dnia 28 października polska terrorystyczna banda 
podczas napadu na Grabowiec w powiecie hrubieszowskim w straszny sposób zamordowała 
proboszcza tamtejszej parafii protojereja Pawła Szwajkę i jego żonę. Ciała zabitych były 
bardzo zmasakrowane – żonę księdza Iwannę Szwajkę całą pokłuto nożami, ręce i nogi 
połamano, brzuch pocięto. Nieszczęsna kobieta zmarła z upływu krwi… 
 
  Krążą też przesycone opisami okrucieństw relacje o wydarzeniach na Przełęczy 
Wereckiej w marcu 1939 roku. Nie będę ich cytował. Zainteresowani z łatwością znajdą te 
relacje. Znajdą też informacje na ten temat w polskich źródłach i opracowaniach. Bardzo 
szczupłe informacje, jednak nie dające się usunąć. 
  – Ty banderowski bydlaku! – krzyknie teraz „Prawdziwy Polak” z pół-ormiańskiej 
hodowli – Przecież dobrze wiesz, że to wszystko nieprawda. Przecież dobrze wiesz, że to 
wymysł banderowców, mający na celu relatywizowanie wołyńskiej zbrodni. Przecież dobrze 
wiesz, że po pierwsze Polacy niczego takiego nie robili. Po drugie Ukraińcy sobie na to 
zasłużyli, bo atakowali bezbronnych polskich żołnierzy i cieszyli się z wojny. A po trzecie, nie 
można mieć pretensji do naszych żołnierzyków, że w 1939 roku trochę poszturchali 
bandziorów, jeżeli ci zwyrodnialcy okrutnie mordowali Polaków w roku 1943. I po czwarte, 
nie można mieć pretensji do Polaków, że zabili w roku 1939 kilkudziesięciu, czy kilkuset 
Ukraińców, jeżeli oni wymordowali potem pół miliona Polaków. A może pół miliarda? 
Nieważne! W każdym razie bardzo wielu. Przecież wiesz, że dzieci popa zasłużyły na śmierć, 
bo wcześniej popi mordowali poświęconymi siekierami polskie dzieci na Wołyniu! „Akcja 
odwetowo-prewencyjna”- mówi ci to coś, banderowski bydlaku? 
  Nader często spotykałem się z takimi wypowiedziami. 
 
 
  Szczerze mówiąc, nie wiem, czy ta relacja z Żukotyna jest prawdziwa, czy nie. Ja nie 
wiem też, czy to, co napisała Konsystoria jest prawdą, czy nie. Mnie tam nie było. Wiem 
jedno. Nie wolno oceniać czyjejś wiarygodności tylko na podstawie jego narodowości. 
 
 
 
 
Całość do ściągnięcia tutaj:  Zbrodnia_w_Parosli.pdf (3,9 MB)